– Zaraz podamy zupę, wy sobie będziecie jedli, a ja pokroję szybko sałatkę – mówiła matka Pabla, zaglądając do garnka z dymiącą zupą i sięgając po chochlę. – Podsuń mi tu tę wazę, kochanie, nalejemy pomidorówki, to ulubiona zupa Pawła… Potrzymaj mi to, dobrze?
Lodzia uśmiechnęła się, wspominając sesję tuczenia w szpitalu i zupę pomidorową, którą jako ostatnią jedli z Pablem we dwoje z jednego talerza.
– Jak ja się cieszę, dziecinko – mówiła przyciszonym głosem pani Lewicka, kiedy obie pochyliły się nad wazą i rozpoczęły ostrożne przelewanie zupy. – Ty mi tego chłopaka wreszcie odratujesz! Ja widzę, jak on patrzy na ciebie, zakochany po uszy ten nasz urwis. A już myślałam, że się tego nie doczekam… Wiesz? Mnie już w marcu coś tknęło, bo on był jakiś inny, jak przyjechał do nas na święta. Nie był taki zmanierowany jak w ostatnich latach, tak się dziwnie wyciszył, do kościoła z nami poszedł jak człowiek… Ale nigdy bym się nie domyśliła, że się zakochał, zaręczył… ani słowa nie powiedział! Dawno jesteście zaręczeni, kochanie?
– Niedawno – uśmiechnęła się Lodzia. – Dopiero kilka dni.
– Kilka dni! – szepnęła matka Pabla, patrząc na nią swymi ciemnobrązowymi oczami podszytymi fioletem, w których znów zabłysły łzy wzruszenia. – Więc nie ukrywał się przynajmniej przed nami, od razu przyjechał się tobą pochwalić, pokazać nam to swoje szczęście… Ech, gamoń kochany! – pokręciła głową, ocierając łzy wierzchem dłoni. – No i widzisz, jak ja się rozkleiłam… Chodź, kochanie, niech ja cię jeszcze przytulę!
Porzuciła przelewanie zupy i przytuliła serdecznie Lodzię, która z serca odwzajemniła jej uścisk, czując, że i jej własne oczy zaczynają dziwnie szczypać.
– Więc będę miała wreszcie moją wymarzoną drugą córkę – uśmiechnęła się wzruszona kobieta, gładząc ją po włosach. – Jedna mi za mąż wyszła i wyjechała tak daleko, aż do Belgii… Szczęśliwa bardzo, Bogu dzięki, ale my tu jednak strasznie za nią tęsknimy. Długo do nas nie przyjeżdżali, bo malutka im chorowała, Ani udało się ostatnio tylko na chwilkę nas odwiedzić, tyle że obiad z nami zjadła, nawet nie zdążyliśmy się nią nacieszyć. Teraz może w lecie przyjadą całą rodziną, wreszcie wnuczkę zobaczę na dłużej… Już ma skończone dwa latka – oznajmiła z dumą. – A tu nam tylko Paweł został, odwiedza nas na szczęście, czasami wpada nawet z tym swoim Michasiem. Znasz Michała Błaszczaka, prawda?
– Tak, oczywiście – potwierdziła z uśmiechem Lodzia.
– Obaj straszne łobuzy, od małego – ciagnęła pani Lewicka. – Zdolne urwisy, ale niepoważne jak nie wiem co. Jak Pawłowi stuknęła trzydziestka i dalej tylko wygłupy mu były w głowie, to my już go ze Stasiem prawie spisaliśmy na straty. Co ja się przez niego nafrasowałam! – westchnęła. – Ile się namodliłam, żeby mi się wreszcie ten gamoń opamiętał! I nawet porozmawiać się z nim nie dało, wytłumaczyć mu, żeby coś z tym swoim życiem zrobił… Żartował sobie tylko, a jak za bardzo naciskaliśmy, to się prawie obrażał.
Kobieta westchnęła znowu i pokręciła głową.
– Raz to się naprawdę zdenerwował – podjęła po chwili. – Krzyknął mi wtedy w złości, że nigdy się nie ożeni, bo mu żadna nie odpowiada, i żeby dać mu wreszcie święty spokój, bo on ma inny pomysł na życie. I poszedł sobie, jeszcze drzwiami trzasnął, aż się popłakałam… Całą noc przez niego nie spałam! Potem przeprosił, czekoladki jakieś przyniósł, ale zdania i tak nie zmienił. A ja od tamtej pory bez przerwy modliłam się, żeby trafiła kosa na kamień… żeby chuligan spotkał w końcu dziewczynę, która utrze mu tego zadartego nosa i postawi panicza do pionu. I co? Doczekałam się – uśmiechnęła się z satysfakcją, przytulając znowu Lodzię. – Pan Bóg ma na takich gagatków najlepsze sposoby. Teraz już wiem, dlaczego to tak długo trwało, gamoń musiał poczekać na tę swoją jedyną, a ty przecież jesteś jeszcze taka młodziutka… Jakiż ty masz piękny ten warkocz, kochanie, napatrzeć się nie mogę! – dodała z zafascynowaniem. – I w ogóle wyglądasz jak nie z tych czasów, tak dziewczęta wyglądały za mojej młodości. Jak tylko cię zobaczyłam, to aż mi się ciepło na sercu zrobiło. Moja dziecinko… Kochaj ty mi tego łobuza, to jest taki dobry chłopak!
– Bardzo go kocham – zapewniła ją cichutko Lodzia, z trudem panując nad drżeniem głosu.
– A gamoń szczęśliwy jak nigdy, widzę po nim przecież – uśmiechnęła się pani Lewicka, znów ocierając dyskretnie łzy i wracając do przelewania zupy. – Już ja znam tego urwisa… O, widzisz, kochanie, zupa już jest, zaraz zaniesiemy ją na stół i będziecie mogli powoli zacząć jeść.
(c.d.n.)

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Dalsze części:
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)