– W takim razie muszę zorganizować jakąś patriarchalną kontr-bojówkę męską – zażartował Pablo, wyjeżdżając z parkingu. – Na szczęście ich jest tam do pokonania tylko trzy, ciebie nie liczę, gwiazdeczko, bo ty stoisz po mojej stronie… No, ale pogadamy o tym jeszcze. Teraz ty powiedz. Co chciałaś mi zaproponować na jutro?
Lodzia uśmiechnęła się z przekorą.
– Pomyślałam sobie, że powinniśmy zająć się porządnie twoją lodówką – oznajmiła mu stanowczo. – Piwa to ty może masz tam wystarczająco, ale te twoje mrożone pizze i inne dania do mikrofalówki jakoś do mnie nie przemawiają. Będziemy oglądać sobie projekt Maćka, a w tym czasie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zagotować dla ciebie na cały tydzień jakąś dobrą zupę… i parę innych rzeczy. Tylko musimy mieć do tego trochę prowiantu.
– Cóż, ty tu rządzisz, kochanie – uśmiechnął się. – Ja przecież mam być głównie ofiarą tuczenia i bardzo mi się podoba ta rola… Jutro w takim razie najpierw pojedziemy na zakupy do jakiegoś większego marketu i przeszkolisz mnie trochę w poruszaniu się po stoiskach, na które zwykle nie zaglądam. A ja w rewanżu zabiorę cię do alejki z piwem i pokażę ci, jakie rodzaje warto brać, a jakie są wykluczone.
– Umowa stoi – zgodziła się Lodzia, czując w sercu ciepło na samą myśl o wspólnych zakupach. – Tak czy inaczej powinniśmy to załatwić jutro albo w piątek, bo w sobotę będę musiała zostać w domu. Mama, ciocia i babcia organizują mi spóźnione przyjęcie urodzinowe.
– Które miało być połączone z zaręczynami? – mrugnął do niej znad kierownicy.
– Dokładnie! – roześmiała się. – Widzę, że naprawdę wszystko wiesz, łobuzie, Karol przekablował ci każdy szczegół! Z zaręczyn nici, więc to będzie tylko taka mała, kameralna uroczystość z makowcem cioci i wytrawnym czerwonym winem do toastu. Tata szczególnie liczy na to wino, to jego ulubione, a rzadko ma okazję… W każdym razie nie gniewaj się, Pablo, ale muszę zostać z nimi na ten wieczór, obiecałam to już dawno.
– Oczywiście, tu nie ma dyskusji, kochanie – odpowiedział poważnie Pablo. – Nie możesz zawieść rodziny, tym bardziej, że tyle sobie obiecywali po tej dacie…
Lodzia uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością i w samochodzie zapanowało milczenie. Przez cały czas uważnie obserwowała drogę, którą jechali, i zauważyła, że minęli dawno centrum i oddalali się coraz bardziej w stronę peryferii. Był to inny kierunek niż dzielnica, w której mieszkał Pablo, a całkowicie przeciwny niż ten, gdzie mieszkała ona.
„Dokąd wiezie mnie ten szubrawiec?” – zastanawiała się zaintrygowana. – „Może do jakichś swoich kolejnych kumpli?”
Zerknęła na jego dłoń spoczywającą na drążku zmiany biegów i po raz kolejny przypomniała jej się ich pierwsza wspólna jazda samochodem, kiedy bandzior odwoził ją do domu po dostarczeniu do szkoły przed studniówką makowca Ciotki Lucy. Wtedy też spojrzała na jego rękę i serce zalało ją takie dziwne wzruszenie… Wiedziała już teraz, czego wtedy podświadomie pragnęła. Pragnęła dotknąć tej dłoni, przykryć ją swoją, poczuć jej ciepło… Wtedy to byłoby zuchwalstwo i ryzyko nie do pomyślenia, lecz dziś przecież mogła to zrobić! Dziś ów bandzior, o którym nie wiedziała wówczas nic, którego imienia nawet nie znała, kochał ją bezgranicznie i należał całkowicie do niej.
Uśmiechnęła się figlarnie, przechyliła się do przodu w fotelu i okryła miękko jego dłoń swoją dłonią, gładząc pieszczotliwie jego skórę czubkami palców, po czym przesunęła je powolutku po jego ręce aż po podwinięty rękaw koszuli. Pablo rzucił na nią krótkie spojrzenie, w którym światło szczęścia przeplotło się ze znajomym ogniem płonącym dla niej tak często na dnie jego oczu… Przyhamował natychmiast, zjechał w pierwszą lepszą boczną uliczkę i zatrzymał samochód.
Lodzia spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, zdziwiona taką reakcją, lecz on w tej samej chwili zaciągnął szybko hamulec ręczny, odwrócił się w jej stronę, objął ją ramieniem i nim zdążyła się odezwać, przylgnął ustami do jej ust w łapczywym pocałunku. Odwzajemniła mu go z radością, zarzucając mu ufnie ramiona na szyję.
– Kocham cię, Lea – wyszeptał po długiej chwili Pablo, wpatrując się w jej oczy. – Mój kociaku… ależ ty mnie opętałaś!
– Ja też cię kocham, Pawełku – odszepnęła. – Ale pomyśl – dodała przekornie. – Jeżeli będziemy po drodze tak się zatrzymywać, nigdy nie dojedziemy na ten obiad…
– Nie wiesz, co robisz, bałamutko – pokręcił głową. – Prowokuj mnie tak dalej w czasie jazdy samochodem, to zobaczysz, że w końcu wylądujemy na jakimś słupie!
Lodzia spojrzała na niego z niewinną minką.
– Przecież nic takiego nie zrobiłam – zauważyła beztrosko.
– Nie, skądże! – zaśmiał się Pablo. – Rozgrzewanie facetowi zmysłów do białości to przecież nic takiego! Bierzesz pod uwagę, że twój szofer jest tylko słabym troglodytą?
– Aż tak słabym? – uśmiechnęła się z niedowierzaniem. – Dotknęłam przecież tylko twojej ręki… Przyznaję, że już od dawna miałam na to wielką ochotę, bandziorku, zawsze mnie to kusiło, kiedy jechaliśmy samochodem… pierwszy raz już wtedy, kiedy odwoziłeś mnie do domu przed studniówką.
– No więc dlaczego nigdy tego nie zrobiłaś? – zapytał z wyrzutem. – Byłbym w siódmym niebie! Zawsze byłaś taka zdystansowana, nie pokazywałaś nic po sobie… A ja też zawsze w samochodzie marzyłem po cichu o czymś fajnym. Wiesz, o czym, kociaku? O tym, żeby zatrzymać się gdzieś tak jak teraz… i nie bacząc na nic, pocałować te śliczne usteczka… o tak! – przylgnął znów namiętnie ustami do jej ust. – Ale niestety nie mogłem tego zrobić – westchnął z żalem. – Dostałbym za to po pysku, potem tasak, jodyna, nożyczki w serce… a na koniec jeszcze policja i areszt! – zaśmiał się. – Za duże ryzyko. Więc to było tylko takie marzenie… z kategorii niemożliwych.
– Dla mojego dżinna nie ma przecież rzeczy niemożliwych – szepnęła Lodzia.
(c.d.n.)

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6)
Dalsze części:
Rozdział XXIX (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)