Lodzia również spoważniała, patrząc mu uważnie w oczy, które coraz bardziej wypełniały się tak dobrze jej znanym, jasnym światłem.
– Nie jestem taki głupi, Lea – ciągnął. – Może czasami zachowuję się jak kretyn, bo tracę przy tobie głowę… ale to nic nie znaczy. Jesteś kobietą mojego życia, na którą od samego początku, odkąd tylko to zrozumiałem, byłem gotowy cierpliwie i wiernie czekać. Nasza historia przecież dopiero się zaczyna, przed nami długa, wspólna droga… I ja nie chcę, żeby to była droga na skróty. Już wystarczająco w życiu nachodziłem się na skróty i wiem, ile to jest warte. Z tobą od początku było inaczej i chcę, żeby tak zostało. Chcę cię odkrywać powoli, moja eureko… Tak, jak pozwalałaś mi dotąd, krok po kroku… etap po etapie… Chcę się tobą delektować, nie stracić żadnego smaczku ani niuansu… Nawet nie wiesz, jak to mi się spodobało! Przy tobie dostałem niepowtarzalną szansę odzyskania tego, co nieświadomie zawaliłem jako młody, głupi szczeniak… i nie zmarnuję jej, kochanie.
Lodzia przypomniała sobie swoje życzenie wypowiedziane w myślach podczas zdmuchiwania świeczek na urodzinowym torcie. Życzenie, które jeszcze tak niedawno wydawało jej się światem niemożliwym…
– Będziesz moim prawdziwym Rycerzem? – szepnęła wzruszona.
– Najprawdziwszym – zapewnił ją Pablo, ujmując jej dłoń i podnosząc ją do ust szarmanckim gestem. – Takim, jakiego zawsze chciałaś mieć. Nie zmienię już przeszłości, ale ty mi ją wybaczyłaś… a reszta jest w moich rękach. Po tamtym wieczorze, kiedy tak przestraszyłaś się mnie w samochodzie, przysiągłem sobie, że dla ciebie stanę się zupełnie nowym człowiekiem. Już nim jestem, Lea. Bez żadnych wyrzeczeń. Przeciwnie, czuję się z tym szczęśliwy jak nigdy. Przy tobie wreszcie zrozumiałem, na czym polega bycie mężczyzną… prawdziwym facetem, a nie tylko żałosnym, przerośniętym smarkaczem przekonanym o swojej rzekomej męskości. Musiałem przejść bolesną szkołę, żeby to do mnie dotarło, ale nagroda była warta gry.
Patrzył jej przez chwilę w oczy, po czym znów mocniej przechylił się w fotelu kierowcy i musnął ustami jej czoło.
– Zresztą z mojej strony to żadne poświęcenie – dodał, a w jego ciemnych oczach rozbłysły znajome, zaczepne iskierki. – W końcu jestem doświadczonym prawnikiem i potrafię zadbać o swoje interesy. Mówiłem ci już, że przewidziałem pewną ilość czasu na przepisy przejściowe do naszego nowego regulaminu, ale zadbałem o to, żeby to nie trwało za długo. Nieprzekraczalną granicą jest ósmy września – mrugnął do niej łobuzersko. – Regulamin wejdzie wtedy w życie i twój troglodyta będzie go sumiennie egzekwował. A na razie zadowolimy się sprawdzeniem, jak działają te przepisy przejściowe…
Pochylił się znów jej stronę i okrył delikatnymi pocałunkami jej skroń i policzek. Następnie odsunął ostrożnie na bok jej warkocz i jego usta zjechały powoli na jej szyję.
– Ogoliłem się dzisiaj – zaznaczył z powagą, zatrzymując się na chwilę. – Nie będę kłuł mojej gwiazdeczki jak jakiś paskudny jeż.
Lodzia parsknęła śmiechem i z ufną rozkoszą poddała się jego pocałunkom, odchylając głowę i przymykając oczy. Pieszczota jego gorących warg na szyi sprawiła, że zaczęło jej się kręcić w głowie. Wydawało jej się, że leci w jakąś niebiańską przepaść, z której wcale nie chce wracać…
– Szachraju – szepnęła zachwycona. – Jaki ty jesteś cudowny…
Pablo otulił ją mocniej ramionami.
– Dżinn jest zawsze na twoje rozkazy – zamruczał zmysłowo wprost do jej ucha. – I przekonasz się jeszcze, jaką ma moc…
Niski tembr jego głosu, który od zawsze działał na nią w jakiś niewytłumaczalny, podprogowy sposób, sprawił, że przez jej ciało przeszedł znajomy, ciepły prąd. Pablo podniósł powoli głowę, spojrzał z uśmiechem w jej lekko przymglone z rozkoszy oczy, po czym puściwszy ją, odwrócił się jak gdyby nigdy nic do kierownicy, wrzucił pierwszy bieg i zwolnił hamulec ręczny.
– No to jedziemy dalej, kochanie! – oznajmił wesołym, neutralnym tonem. – Czekają już tam na nas z wyżerką!

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8)
Dalsze części:
Rozdział XXIX (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)