Lodzia Makówkówna – Rozdział XXV (cz. 15)

Pablo patrzył na nią zgaszonym wzrokiem.

– Więc jednak nadal szukasz tego swojego pierwotnego ideału? – jego głos załamał się i zadrżał. – Czystego Rycerza bez bagażu i bez grzechu? I nic nie wyjdzie z rekonfiguracji?

– Nic – odparła, a oczy zalśniły jej przez łzy dumnym blaskiem. – Jest jeden punkt, którego nie da się rekonfigurować, a on blokuje wszystko. Ja mam swoją godność, panie Pawle.

Wyglądał teraz, jakby dostał w twarz.

– Lea, proszę, nie mów tak do mnie – wyszeptał błagalnie. – Nie mów tak…

Pokręciła głową, zagryzając wargi. W głowie miała pustkę, nie potrafiła już myśleć ani analizować jego słów, trzymała się tylko kurczowo swej bolesnej lecz nieodwołalnej decyzji. Pablo patrzył na nią bezradnie, zdruzgotany własną bezsilnością.

– Najgorsze jest to, że ty bardzo szybko znajdziesz tego swojego cholernego Rycerza – powiedział głuchym, bezbarwnym głosem. – Czystego, świeżego… takiego jak ty. Takiego, który rzeczywiście od początku do końca będzie tylko twój. Będziesz miała ogromny wybór, za taką dziewczyną tłumy pójdą w ogień…

Głos znów mu się załamał, po policzkach Lodzi spłynęła nowa kaskada łez. Przez chwilę oboje z trudem łapali oddech jak wyjęte z wody ryby. Pablo nie odrywał oczu od bladej twarzy dziewczyny, której stanowczy, zacięty wyraz przerażał go do głębin duszy.

– Boże, Lea! – wybuchnął nagle w przypływie rozpaczy. – Ja nie zniosę myśli, że po ciebie może sięgnąć ktoś inny! Że ktoś odbierze mi moją maleńką, ukochaną gwiazdeczkę! Zwariuję z zazdrości, oszaleję!… to ponad moje siły!… Ależ oberwałem po uszach! Myślałem pyszałkowato, że mam w życiu patent na sukces, że taki ze mnie wielki macho… a teraz okazuje się, że jestem zwykłym błaznem!… Ale ja cię tak bardzo kocham, skarbie – wyszeptał, gładząc ją z czułością po mokrym od łez policzku. – Tak cholernie mocno cię kocham! I wiem, że mogę ci bardzo dużo dać pomimo moich wad i tych wszystkich brudów, za które teraz płacę taką straszną cenę. Proszę, nie odtrącaj mnie, gwiazdeczko… daj mi szansę. Zobaczysz, że zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa. Zaufaj mi i pozwól mi być przy tobie. Zawsze, na dobre i na złe. Jako twój bandzior, jako twój dżinn… jako twój mąż.

Złamana cierpieniem, ale zbyt już zdeterminowana, by wycofać się ze swojej decyzji, Lodzia podniosła rękę i łagodnie odsunęła jego dłoń od swojego policzka.

– Nie chcę mieć takiego męża – powiedziała jednocześnie z bólem i z godnością.

Cios był nokautujący. Pablo puścił ją, ramiona mu opadły, stał już tylko nieruchomo i patrzył na nią wzrokiem, którego nie da się wyrazić słowami. Dotarło do niej jak przez mgłę, że chyba uderzyła za mocno. Ale czyż nie zasłużył na to? Zasłużył… on sam przecież wszystko zniszczył! Jednak ten śmiertelny ból w oczach, które tak bardzo kochała, przeszył jej serce jak sztylet. Wiedziała od pierwszego ułamka sekundy, że już nigdy, choćby życie po tysiąckroć potwierdziło słuszność jej decyzji, nie będzie mogła zapomnieć tego strasznego wyrazu jego twarzy.

„Spaliłam most” – przebiegło jej przez głowę. – „To koniec…”

Wolna już, niezatrzymywana, rzuciła się w stronę szkoły. Z daleka widziała swoją taksówkę, która czekała na nią na skraju ulicy. Dopadła do niej biegiem i wskoczyła do środka, zbierając gorączkowo w dłonie fałdy swej welurowej sukni.

– Czeremchowa osiem – rzuciła do kierowcy, który kiwnął flegmatycznie głową i ruszył spokojnie do przodu.

Spojrzała jeszcze przez tylną szybę. Pablo stał nadal w tym samym miejscu, w którym go zostawiła, oświetlony światłem sodowej latarni, nieruchomy jak słup soli. Dzieliła ich już bardzo duża odległość, a jednak wydawało jej się, że dokładnie widzi wciąż ten sam, pełen bólu wyraz jego oczu.

– Żegnaj, kochanie – wyszeptała. – To nie mogło się udać. Żegnaj, mój bandziorku…

A potem skuliła się na tylnym siedzeniu jak zdeptany, turkusowy kwiat i rozpłynęła się we łzach rozpaczy, której granic nawet nie sposób sobie wyobrazić.

Źródło: pixabay.com

Poprzednie części:

Prolog (1) (2) (3)

Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Dalsze części:

Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)

Epilog (1) (2) (3) (4) (5)


Dodaj komentarz