Zebrani zareagowali na to okrzykami zdziwienia i oklaskami.
– To Pablo walcuje? – zdumiała się Anita. – No proszę! Nie znałam kolegi od tej strony!
– Walcuje, walcuje! – zapewnił ją Majk. – I to całkiem nieźle! Wy akurat jeszcze za krótko się znacie, ale niektórzy z brygady wiedzą, jakie miał w młodości profesjonalne przeszkolenie – dodał zerkając znacząco na Dominikę i Kajtka, którzy pokiwali głowami z uśmiechem.
– Proszę, jaka kultura! – docenił Wojtek, dolewając sobie czerwonego wina. – Brawo, panie bandzior! Trochę tylko strój masz nieodpowiedni, przy takiej okazji powinieneś wystąpić w garniturze.
– Ale gdzie mają tańczyć? – zapytała przytomnie Justyna. – Tu jest ciasno, a na parkiecie jeszcze więcej ludzi, szpilki nie da się wcisnąć.
– Spokojnie, zaraz wyczyszczę im teren – odparł uspokajająco Majk. – No, dalej, stare konie, ruszcie te tyłki zza stołu i lecimy na środek! Potrzebuję tylko parę minut, żeby przygotować muzę. Pablo, jaki to ma być walc?
– Drugi Szostakowicza – odparł bez wahania Pablo. – Koniecznie to.
– Ech, ty to zawsze masz wymagania! – zaśmiał się Majk. – Akurat nie mam tego pod ręką, ale nie ma sprawy, zaraz wam ściągniemy. Dobra, lecę do Antka, a wy podejdźcie z Lodzią pod parkiet, wywołam was!
Wszyscy chętnie podnieśli się z krzeseł. Pablo odsunął krzesło, by Lodzia mogła wygodniej wyjść zza stołu, po czym skłonił się przed nią szarmancko.
– Zatańczy pani ze mną walca, pani Leokadio? – zapytał z powagą.
Przed oczami Lodzi stanął natychmiast szpitalny taniec przy zaczarowanej muzyce. Tak właśnie ją do niego zapraszał… A dziś mieli zatańczyć walca przy tej samej muzyce co na studniówce. W uszach zabrzmiały jej wypowiedziane wtedy gorącym szeptem słowa bandziora: Obiecaj mi, że będziesz tylko moja… Obiecała mu to i w magiczny sposób stała się naprawdę jego własnością, oddając mu na wyłączność swe serce… Lecz tym razem to miał być inny walc. Walc na pożegnanie.
– Tak, panie Pawle – odparła z uśmiechem, pod którym ukryła przepełniający ją po brzegi smutek.
– Masz dzisiaj buty do tańca, gwiazdeczko, czy stajemy w skarpetkach? – zażartował.
– Mam buty ze studniówki. Ale nie wiem, jak nam to pójdzie, bandziorku – powiedziała z zatroskaniem. – Jeszcze nigdy nie tańczyłam tak publicznie. Wszyscy będą się gapić…
– Nie myśl o tym, kochanie – powiedział spokojnie, po czym schylił się do niej i dodał swoim niskim, ciepłym głosem, który tak kochała: – Myśl tylko o tańcu… i o mnie.
Uśmiechnęła się smutno. Pablo poprowadził ją w stronę parkietu, gdzie liczne pary wirowały i gięły się w szybkim tańcu. Towarzystwo z urodzinowego przyjęcia stanęło tam już i czekało na obiecany pokaz, Majk i Antek pochylali się w skupieniu nad konsolą z muzyką i komputerem. Lodzia i Pablo stanęli z boku, bliżej ściany. Muzyka dudniła tu tak głośno, że nie było możliwości rozmawiać, stali więc w milczeniu w półmroku rozmigotanej światełkami sali, ona nieco bardziej z przodu, on tuż za nią, jak kilka tygodni wcześniej w szpitalu, przy oknie wychodzącym na panoramę miasta. Przechodzący ludzie rzucali zaintrygowane spojrzenia na prześliczną dziewczynę, której strój i uczesanie wyróżniały ją z tłumu, eksponując jej subtelną, eteryczną urodę. Jednak twarz tej zjawiskowej istoty oblekał dziwny, szary cień…
Lodzia stała wpatrzona w tańczących na parkiecie ludzi, niemal ich nie widząc. Znów czuła elektryzującą obecność Pabla tuż za sobą, chłonęła ją wszystkimi zmysłami, syciła się nią jak kwiat promieniami słońca… Przez myśl przebiegło jej, że oto mogłaby spełnić swoje najsłodsze marzenie i choć jeden raz w życiu poczuć smak jego pocałunku. Wystarczyłoby odwrócić się… tak po prostu… spojrzeć mu w oczy, zarzucić mu ramiona na szyję i przytulić usta do jego ust. Nie miała wątpliwości, że odpowiedziałby jej na ten gest dokładnie w taki sposób, o jakim śniła w swych najcudowniejszych snach… A jednak tyle było okoliczności, które nie pozwalały jej tego zrobić!
„Kiedyś pewnie będę żałowała, że się nie odważyłam” – pomyślała ze smutkiem. – „Ale cóż… nie mogę… niestety. To takie straszne, że on jest przy mnie tak blisko, a jednocześnie tak potwornie daleko!”
I wtedy, jakby w odpowiedzi na tę ostatnią myśl, poczuła dotyk jego dłoni na obu swych przedramionach… Tak jakby i on w tym samym momencie zapragnął tego co ona, lecz w przeciwieństwie do niej odważył się choć częściowo wprowadzić swe pragnienia w czyn. Znieruchomiała, upajając się tą chwilą, bojąc się poruszyć, by się nie wycofał… Czuła, jak powolutku, ostrożnie, jakby w obawie, by jej nie spłoszyć, obejmuje ją od tyłu i ogarnia ramionami, a jego dłonie zsuwają się z jej przedramion i delikatnie oplatają jej talię. Pochylił się nad nią i na policzku czuła teraz ciepły dotyk jego policzka. Nic więcej, tylko tyle… i aż tyle.
Białe rękawy jego koszuli odbijały błyski światła. Nagle poczuła się w jego ramionach jak w bezpiecznej przystani, jak odgrodzona od świata niewidzialną barierą ochronną, choć to przecież on był dla niej największym niebezpieczeństwem! Nie bała się go jednak wcale. W tej magicznej chwili nie było przeszłości ani przyszłości, była tylko cudowna, zapierająca dech w piersiach teraźniejszość… i szczęście, którego żaden ból i poczucie upokorzenia nie były w stanie stłamsić. Wiedziała, że złe myśli i uczucia wrócą, wrócą niebawem ze zdwojoną mocą – ale jeszcze nie teraz, nie teraz!
Rozluźniając spięte dotąd mięśnie, odchyliła lekko głowę do tyłu i oparła się o niego ufnym gestem. Muzyka dudniła, światełka migały, pochłonięte tańcem pary skakały i wyginały się jak ciemna, ruchoma masa… Lodzia zamknęła oczy. Przez powieki przedostawały się przytłumione błyski kolorowych świateł. Nie było już teraz nic, zupełnie nic… tylko uścisk ramion Pabla, miękki dotyk jego dłoni oplatających jej talię i jego oddech na policzku, ciepły i drażniący zmysły. Ogarnęło ją błogie, słodkie odrętwienie.
„Pawełku” – szepnęło coś czule w jej duszy. – „Mój kochany…”
(c.d.n.)

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1)
Dalsze części:
Rozdział XXV (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)