– To mnie mocno zaniepokoiło – mówił dalej Majk. – Zwłaszcza że w tle był ten Karol. Sama mi mówiłaś, że się z nim zaręczasz, a Pablo nigdy nie miał w zwyczaju pakować się między wódkę a zakąskę. W pewnym momencie zacząłem się o niego naprawdę bać, dlatego tak się z niego nabijałem. Chciałem mu w moim przekonaniu otworzyć oczy. Głupio się przyznać… bałem się, że będzie cierpiał. Dopiero kiedy tak się urżnął z zazdrości o ciebie, doszło do mnie, że już i tak jest za późno. Sam mi zresztą w końcu wszystko wyśpiewał, kiedy siedziałem przy nim po tej whisky i trzymałem mu na łbie kompresy z lodem. Pierwszy raz w życiu słyszałem w jego ustach pewne słowa – uśmiechnął się do niej porozumiewawczo. – Tak czy inaczej jeszcze raz cię przepraszam, Lodziu, za to, co o tobie wtedy nagadałem. I że tak źle cię oceniłem… Będę się tego wstydził do końca życia, zwłaszcza że taki wykolejeniec jak ja nie ma prawa wydawać osądów moralnych o takiej anielskiej istocie jak ty.
Lodzia pokręciła tylko głową na znak niemego protestu.
– Nie zaprzeczaj – powiedział poważnie. – Jesteś dobrym, wyrozumiałym aniołem, a do tego masz żelazne zasady i charakter. Wcale się nie dziwię Pablowi, że oszalał na twoim punkcie… I zobaczysz, że on cię nie zawiedzie, to cholernie równy facet, odkąd go znam, jeszcze nigdy nie złamał danego słowa. Może sobie wybrzydzać, wydurniać się, strugać osła, ale jak już w coś wejdzie na poważnie, to nie ma z nim żartów. My obaj, wbrew pozorom, jesteśmy z tych, co idą va banque… W każdym razie chcę, żebyś wiedziała, że bardzo mi wstyd za tamto moje zachowanie i bolałoby mnie, gdybyś zachowała do mnie o to jakiś żal. Chciałem dobrze, tylko głupio się za to zabrałem. Ale co będę tłumaczył… ja wiem, że ty i tak mnie rozumiesz.
– Tak, Majk – powiedziała cicho Lodzia, wkładając nadludzki wysiłek w to, by wydusić z siebie te słowa i w dodatku zapanować nad drżeniem głosu. – Nie mam do ciebie o nic żalu, nie myśl tak nawet. Nie umiałabym się na ciebie gniewać.
– Dziękuję ci – uśmiechnął się. – To dla mnie bardzo ważne. No, ale nie chcę dłużej cię zatrzymywać, pewnie masz ograniczony czas.
– Tak – skinęła głową. – Muszę już iść. Tata na mnie czeka, będzie się niepokoił.
– Jasne! – podjął wesoło, odgarniając znów w tył opadającą mu na czoło czuprynę. – Ja też lecę, zajrzę w alejkę z sokami, bo ten mój patałach pewnie nadal tam medytuje jak mistrz jogi nad tym, co wybrać, żeby dostać premię. Przy takim tempie to ja stąd do północy nie wyjdę, widzisz, co ja z nim mam… No nic, pozdrów ode mnie swojego pantofla i powiedz mu, żeby się do mnie jakoś odezwał, okej? Miałem do niego wczoraj podejść na górę, ale nie zdążyłem, a teraz weekend. Dzwoniłem dwa razy, nie odbiera. Nic pilnego, ale powinienem rozliczyć się z nim po imprezie i chciałbym to już mieć z głowy. No, trzymaj się, Lodziu, daj łapkę, dzięki za wszystko i do zobaczenia!
Uścisnął jej rękę z uśmiechem i popchnął swój przeładowany wózek w stronę, w którą wcześniej odjechał Antek. Lodzia ruszyła mechanicznym krokiem w kierunku alejki ogrodowej. Nadal nie potrafiła uporządkować myśli, miała wrażenie, że jej serce waży dwieście ton, a głaz, który na nim leży, coraz bardziej uniemożliwia jej oddychanie.
„To była jego siostra…” – myślała nieprzytomnie. – „Boże… jaka ja jestem głupia!”
Tatuś, który właśnie zakończył przeglądanie całości oferowanego w promocji asortymentu, ucieszył się na jej widok.
– O, dobrze, że jesteś, Lodziu – powiedział, wskazując jej swój kosz, w którym tkwiło kilka większych narzędzi typu motyka i grabie oraz sporo innych drobiazgów. – Skończyłem i lecimy do kasy. Zamówię taksówkę, bo nie zabierzemy się z tym wszystkim autobusem. Widziałem, że zagadałaś się w bakaliach z jakimś znajomym?
– Tak – odpowiedziała Lodzia cichym, drżącym głosem, którego dźwięk natychmiast wywołał wzmożony niepokój na twarzy Tatusia. – Zapłaćmy, tato, i jedźmy już do domu.
Po przejściu przez kasę i zamówieniu taksówki wyszli na zewnątrz, by poczekać z zakupami, aż podjedzie na umówione miejsce przy wejściu. Była już prawie dziewiętnasta, na dworze zaczynało się zmierzchać, na horyzoncie zbierały się deszczowe chmury. Tatuś przyglądał się w zafrasowanym milczeniu córce, która patrzyła w sino-szarą przestrzeń, zupełnie nie zwracając uwagi na to, co działo się wokół niej. Jej bledziutka twarz mieniła się tysiącem emocji, lecz oczy patrzyły w dal dziwnie tępo, nieruchomo.
Taksówka podjechała, kierowca wysiadł, by otworzyć bagażnik, do którego Tatuś włożył zakupy. Lodzia ocknęła się z zamyślenia, westchnęła i wsiadła do samochodu.
– Usiądę z tobą z tyłu, Lodziu – zaproponował Tatuś.
Pokiwała głową, starając się uśmiechnąć, ale usta jej zadrżały i odwróciła szybko twarz, żeby nie pokazać łez. Taksówka ruszyła półmrocznymi ulicami, na których dopiero teraz powoli zaczynały zapalać się latarnie. Siedząc w ciemnościach, Lodzia nie hamowała już łez, które płynęły jej cichutko po policzkach i odbijały się kryształowym blaskiem w światłach jadących z naprzeciwka samochodów. Tatuś zerknął na nią, pokręcił głową i wyjął z kieszeni chusteczkę, po czym podał jej ją tym samym czułym gestem co kiedyś, gdy jechali razem w taksówce na rewizytę u Karola, a ona też płakała.
– Lodziu, kochanie – powiedział łagodnie. – Co się dzieje, dziecko?
Pokręciła tylko głową, a łzy pociekły jej z oczu dwa razy obficiej.
– Biedactwo – westchnął Tatuś, podnosząc rękę i gładząc ją delikatnie po włosach. – Ja widzę, że ty znowu cierpisz… To już za długo trwa, kochanie, stracisz w końcu zdrowie, ja nie mogę na to patrzeć! Powiedz mi, Lodziu – dodał ostrożnie. – Ten człowiek, z którym przed chwilą rozmawiałaś… to jakiś znajomy tego Pawła, prawda?
– Tak – odparła cichutko. – Jego najlepszy przyjaciel.
– I pewnie powiedział ci coś na jego temat, tak? To przez to znowu płaczesz?
Pokiwała tylko głową, zaciskając usta, by zdusić wzbierający jej w piersiach szloch.
– Powiedz mi, kochanie – Tatuś zniżył głos prawie do szeptu. – Powiedz, skarbie, wyrzuć to z siebie… Czy on cię w jakiś sposób skrzywdził?
Lodzia podniosła spłakaną twarz i spojrzała na niego oczami pełnymi cierpienia, po czym odwróciła wzrok i znów zapatrzyła się w dal przez przednią szybę taksówki.
– Nie, tato – wyszeptała, kręcąc powolutku głową. – Nie skrzywdził mnie. Nigdy, w żaden sposób. To raczej ja skrzywdziłam jego…

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Dalsze części:
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)