– Zdecydowanie – przyznała Mamusia. – Ale już raz się nacięłyśmy, a Lodzieńka aż odchorowała to w szpitalu, więc na drugi raz nie może być błędu. Skończyłaś, Lodziu?
– Tak, dziękuję – odpowiedziała Lodzia, odsuwając pusty talerz i podnosząc z determinacją głowę. – A co do tych zaręczyn, to powiem wprost. Już dawno wiedziałam, że z tego nic nie wyjdzie, właściwie wiedziałam to od razu, ale mniejsza o to. Skorzystam z tej okazji i powiem wam, jakie jest moje prawdziwe zdanie. Ja nie chcę wychodzić za mąż przed dwudziestką. A nawet przed dwudziestką piątką. Chcę pójść na studia, spokojnie je skończyć, a potem się zastanowię… a może i nie. Mogę zostać starą panną, nie obchodzi mnie to.
Wielka Triada aż zachłysnęła się powietrzem, patrząc na nią w przerażeniu.
– A jeśli leży wam to na sercu – ciągnęła desperacko Lodzia – to od razu was proszę, nie szukajcie mi więcej kandydatów. Już raz zrobiłyście podwieczorek zapoznawczy i nie macie pojęcia, jakie z tego wynikły problemy… Nie chcę kolejnych takich szopek. Jeśli mam kiedyś wyjść za mąż, to będzie to moja decyzja, nie zmusicie mnie siłą. Nie podsuwajcie mi już żadnych idealnych kandydatów na narzeczonego, prawie-narzeczonych i gatunków pokrewnych. Ja chcę mieć teraz spokój. Tak dwa albo trzy lata minimum.
– Ale, Lodziu, przecież… tradycja! – jęknęła zbulwersowana Babcia, łapiąc się za serce.
– Nie obchodzi mnie tradycja – oznajmiła dumnie Lodzia. – Nie myślcie, że wyjdę za mąż za kogoś, kogo nie będę kochać. I z góry wam mówię, że nie pokocham żadnego z tych waszych kandydatów. Nie pokocham już nikogo… nikogo! – jej głos załamał się przy ostatnich słowach. – Chcę mieć tylko święty spokój – dodała już bardziej opanowanym tonem.
– No, ale Lodziu – Mamusia patrzyła na nią bezradnie – przecież dla własnego dobra powinnaś jak najszybciej…
– Dla własnego dobra powinnam teraz myśleć o maturze – ucięła Lodzia. – I o studiach.
– Ale co tam studia, Lodziu, co tam studia! – zawołała Babcia, ciągle trzymając się za serce. – Życie jest ważniejsze! Wiadomo, że teraz masz złamane serce, ale przecież do dwudziestki masz jeszcze trochę czasu…
– Powiedziałam, że nie ma mowy o żadnych ślubach przed dwudziestką – powtórzyła stanowczo Lodzia. – Mam dość tego tematu. I uprzedzam, że nie będę występować w roli panny na wydaniu na żadnych podwieczorkach zapoznawczych, bankietach czy innych piknikach. Nie będę nalewać herbaty kandydatce na teściową, kroić ciasta i prezentować swoich umiejętności jak koń na wybiegu. Nie będę i już.
Wstała z krzesła z zamiarem odejścia od stołu.
– Ale gdzie ty idziesz, Lodzieńko, poczekaj na drugie danie… – zatrzymała ją Ciotka Lucy.
– Nie chcę drugiego dania, ciociu – odparła łagodniej. – Wystarczy mi rosół. Idę się przebrać i przygotować, bo przed osiemnastą muszę wyjść. Umówiłam się na mieście ze znajomymi.
– Znów się umówiłaś? – zdziwiła się Mamusia. – Z tymi samymi co wczoraj?
– Nie, z innymi – pokręciła głową. – Z tamtymi, oprócz Juli i Szymka, już pewnie nigdy się nie umówię… No, ale nie bój się, mamo, to nie jest żadne złe towarzystwo. Idziemy dzisiaj porozmawiać sobie tylko godzinkę albo dwie na kawie. Wrócę przed dwudziestą pierwszą.
– Ale co to za ludzie, Lodzieńko? – zaniepokoiła się Ciotka Lucy.
– To ludzie godni zaufania – uśmiechnęła się blado Lodzia. – Pewni jak własna rodzina.
– Mamo, usiądź sobie wygodniej, zaraz podam ci kropelki – mówiła tymczasem Mamusia do Babci, która ciężko oddychała, nadal trzymając się za serce. – To z wrażenia… Lucy, otwórz okno! Wpuścimy więcej powietrza.
Lodzia spojrzała z zaniepokojeniem. Choć Babcia regularnie popadała w hipochondrię i jej problemy sercowe w dużym stopniu były przesadzone, tym razem wyglądała, jakby naprawdę za chwilę miała dostać zawału serca albo ewentualnie ataku apopleksji.
– Ojej, przepraszam, babciu – powiedziała ze skruchą, podchodząc do niej i kładąc jej rękę na ramieniu. – Nie chciałam tak cię zdenerwować…
– Już dobrze, Lodzieńko – przerwała jej Mamusia. – Podaj mi te kropelki, damy babci i zaraz poczuje się lepiej. A jak nie, to cóż, najwyżej wezwiemy lekarza… Mam nadzieję, że będzie mógł przyjechać.
– Szkoda, że nie mamy żadnego lekarza w sąsiedztwie – westchnęła Ciotka Lucy. – Tyle razy już by się przydało mieć jakiegoś pod ręką…
– Szkoda – przyznała zduszonym głosem Babcia, łyknąwszy swoje krople. – A najlepszy byłby własny, w rodzinie. Gdyby Lodzia chciała iść na medycynę, to nawet bym ją popierała. Ale jakaś tam polonistyka…
– Nie martw się, babciu – szepnęła Lodzia. – Jeszcze doczekasz się lekarza w rodzinie.
– No nic, idź, Lodziu, rozerwij się – powiedziała do niej Mamusia. – A o tradycji i w ogóle o tym wszystkim… jeszcze sobie porozmawiamy kiedy indziej.

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Dalsze części:
Rozdział XXVI (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)