Lodzia Makówkówna – Rozdział XXVI (cz. 7)

Spotkanie z kuzynami poprawiło nieco marny humor Lodzi pomimo przykrości, jaką sprawiała jej zadeklarowana niechęć wuja Edwarda do kontaktu z jej rodziną. Dzięki temu przynajmniej na jakiś czas mogła oderwać się od myśli o Pablu i zepchnąć cierpienie na dno serca… Jednak kolejna noc znów była ciężka, a łzy moczące obficie jej zmaltretowaną poduszkę nie przynosiły ulgi. Przed oczami nieubłaganie stawała jej jego twarz ściągnięta bólem, w uszach pobrzmiewały jej dręczącym echem jego żarliwe słowa.

Kocham cię, gwiazdeczko… Nie umiem ci nawet powiedzieć, jak bardzo. Kocham cię do nieprzytomności… Jesteś jak powietrze, jak słońce! – mówił do niej jego odległy głos.

– Każdej tak mówisz? – wyszeptała przez łzy. – Tamtej też?

Jeszcze nigdy nie powiedziałem tego żadnej kobiecie – zapewnił ją głos Pabla. – Mówię to tobieJesteś moją gwiazdką z nieba, moim objawieniem, moją eureką

– Doprawdy? – prychnęła kpiąco. – Gdyby tak było, nie robiłbyś takich rzeczy, nie spotykałbyś się z innymi pod moją nieobecność… bo to nie byłoby dla ciebie bez znaczenia!

Wiem, w jakim świetle to mnie stawia – tłumaczył się jego głos. – Ale spójrz na to też z mojej perspektywy…

– Z żadnej perspektywy nie ma na to usprawiedliwienia – załkała, zwijając się w kłębek na łóżku. – Z żadnej, Pablo. Czy ty jesteś aż tak zepsuty, że nawet tego nie rozumiesz?

Jestem strasznym degeneratem – przyznał ze skruchą jego głos. – Ale ja cię tak bardzo kocham, skarbieTak cholernie mocno cię kocham…

– Ja ciebie też, Pablo – wyszeptała, siadając na łóżku i patrząc w przestrzeń, w której przed oczami jej duszy na moment wyświetliła się jak żywa jego twarz. – Myślałam, że to wystarczy, żeby pokonać wszystkie przeszkody. Ale to niestety za mało! Tak bardzo mnie zraniłeś…

Daj mi szansę – błagał jego głos. – Pozwól mi być przy tobie na dobre i na złe… Zostań moją żoną, towarzyszką mojego życia, panią mojego domu

Kolejny strumień bolesnych łez popłynął z oczu Lodzi. Oczami wyobraźni zobaczyła siebie w roli jego żony… Idą razem ulicą, jadą samochodem na zakupy, jedzą wspólne śniadanie. Uśmiechają się do siebie, rozumieją się bez słów, mają przecież jedną duszę! Na ich stole stoi wazon, w nim niebieszczą się niezapominajki.

Jest wieczór. On wraca bardzo późno z pracy, na jego twarzy widać zmęczenie. Ona wita go pocałunkiem, gładzi go czule po policzku, podaje mu dymiącą zupę, ich ulubioną pomidorówkę. Krząta się wokół niego i pilnuje, żeby odpoczął. Tak bardzo go kocha! On uśmiecha się do niej, przytula ją, żartuje… Są tacy szczęśliwi!

A potem klasyczny, aż żałosny w swej prostocie coup de théâtre*. Chowając do szafy jego garnitur, w którym tak niemożliwie długo był w pracy, przypadkowo na marynarce odkrywa ślady szminki i włosy innej kobiety. Czuje mocny zapach damskich perfum, jakich sama nigdy nie używa. Jej serce jak strzała przeszywa potworny ból…

– Nie, Pablo – pokręciła głową tak gwałtownie, że aż łzy kapnęły jej na ramię. – Ja bym tego długo nie wytrzymała. Umarłabym, rzuciła się pod pociąg albo wylądowała w wariatkowie. Życie z tobą to dla mnie misja niemożliwa. Ja ci już nie mogę zaufać.

___________________________________________

* coup de théâtre (fr.) – nagły zwrot akcji.

Źródło: pixabay.com

Poprzednie części:

Prolog (1) (2) (3)

Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6)

Dalsze części:

Rozdział XXVI (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)

Epilog (1) (2) (3) (4) (5)


2 komentarze

  • Anna

    16 lutego 2020

    Jeśli mieszkają od urodzenia w Lublinie i nie przyjechali tu ze środkowej lub zachodniej Polski, to dlaczego Lodzia nazywa swoich braci wujecznych kuzynami???

    Reply
    • Katarzyna Demańska

      16 lutego 2020

      Dziękuję Ci za komentarz! Twoje spostrzeżenie jest bardzo ciekawe od strony językowej, nie pomyślałam, że ktoś może zwrócić na to uwagę!
      Rzeczywiście często w tych stronach mówi się o braciach/siostrach ciotecznych, potwierdzam to. Chyba jednak rzadziej wujecznych czy stryjecznych. Ja jestem rodowitą lublinianką i powiem szczerze, że nigdy nie słyszałam określenia brat wujeczny… Podobnie jak zauważyłam, że rzadko używa się tu formy stryj, raczej mówi się wuj, dla określenia rodzeństwa zarówno ojca, jak i matki.
      Dlaczego na potrzeby powieści wybrałam słowo kuzyn? Bowiem w języku polskim jest ono neutralne i pozwala abstrahować od tego, czy chodzi o dzieci wujka czy cioci. Według definicji słownikowej, kuzyn może być dzieckiem rodzeństwa któregoś z rodziców (może to być też ktoś z dalszej rodziny, ale w pierwszym sensie to dziecko wujka/cioci/stryja). Poza tym jest to krótkie słowo i zrozumiałe dla wszystkich. A relacje rodzinne i ich nazewnictwo w języku polskim są tak zagmatwane, że nawet w obrębie jednego regionu nie ma pełnej zgodności! :))
      Inna rzecz, że nie zależy mi w tej powieści na wprowadzaniu ścisłych regionalizmów, podobnie jak na idealnym trzymaniu się topografii Lublina. Kto zna Lublin, zauważy, że niektóre z wymienionych w powieści ulic mają inną zabudowę albo znajdują się w zupełnie innym miejscu miasta. Są to z mojej strony celowe zabiegi „neutralizujące”, podobnie jak kwestia uniwersalności słownictwa.
      Tak czy inaczej bardzo Ci dziękuję, Aniu, za tę uwagę! Sądzę, że jest to wręcz godne osobnego wpisu „przerywnikowego”, o którym pomyślę chyba za jakiś czas.
      Pozdrawiam serdecznie i dziękuję, że mnie odwiedziłaś! :))

      Reply

Dodaj komentarz