Lodzia Makówkówna – Rozdział XXVII (cz. 3)

Deszcz przestał już padać, tylko od czasu do czasu podmuch wiatru niósł drobne kropelki, które opadały na twarz jak mżawka. Lodzia wybiegła na ulicę i ruszyła w stronę Jeżynowej, wierzchem dłoni ocierając oślepiające ją ciągle łzy. W chwili, gdy wybiegała zza rogu przecznicy, w oddali rozbłysły światła nadjeżdżającego samochodu, odbijając się jasno na mokrej po deszczu ulicy. Z daleka nie było widać marki, ale miała pewność, że to on, wydawało jej się, że rozpoznaje znajomy dźwięk silnika czarnego volkswagena.

Podjechał i zahamował z lekkim wizgiem opon kilkanaście metrów przed nią. Światła zgasły, silnik zamilkł… jeszcze tylko suchy dźwięk zaciąganego hamulca ręcznego i Pablo wyskoczył z auta, zatrzasnął za sobą drzwi. Widząc biegnącą ku niemu dziewczynę, rzucił się w jej stronę, jednym susem przebył dzielącą ich jeszcze odległość, chwycił ją w ramiona i ogarnął nimi, wtulając twarz w jej włosy.

– Lea – wyszeptał. – Moja ukochana, jedyna… jedyna!

Ostatnie słowo powtórzył z uporem, niemal wyzywająco. Wtulona w niego, odurzona jak zawsze jego bliskością Lodzia wyczuła, że drży całym ciałem. Bezkresna czułość zalała jej serce… Podniosła ku niemu spłakane oczy, po czym bez wahania, ufnym gestem zarzuciła mu ręce na szyję, oplotła ją ramionami i przylgnęła ustami do jego ust. W pocałunek ten włożyła wszystko, co chciała mu powiedzieć, za co chciała go przeprosić i co chciała mu obiecać. Odwzajemnił jej go łapczywie, tuląc ją do siebie tak ściśle, że jej drobna sylwetka niemal zniknęła w jego objęciach; na wietrze kołysał się tylko zwolna jej długi, jasny warkocz.

– Kocham cię, Pablo – wyszeptała gorączkowo, gdy oboje z trudem oderwali od siebie usta. – Kocham cię tak samo mocno jak ty mnie! Jestem twoja, bandziorku, tylko twoja… tak jak obiecałam ci przed walcem na studniówce, tak jak jest zapisane w naszych gwiazdach… Przysięgam, że już nigdy, nigdy cię nie odepchnę! Taka byłam dla ciebie niedobra, taka oschła, taka niesprawiedliwa! Takie potworne rzeczy powiedziałam ci w środę… i tak bardzo cię za to przepraszam! Przebacz mi, mój kochany… przebacz głupiej smarkuli, która tak długo nie umiała ci zaufać! Nie gniewaj się na mnie, proszę… Nie gniewasz się, prawda, bandziorku?

Pablo pokręcił przecząco głową, wciąż tuląc ją mocno do siebie, gładząc frenetycznym gestem dłoni jej włosy. Czuła, że nadal drży, coraz bardziej i bardziej, a w jego milczeniu narasta coś na kształt zbliżającego się wybuchu bomby atomowej… Nagle jego oddech gwałtownie przyśpieszył i piersią wstrząsnął mu zdławiony szloch, a na jej ramię, kark i szyję polały się gorące, męskie łzy, w których bez wątpienia musiał zawrzeć wszystko, co przeżył i stłumił w sobie od środy.

Poruszona do głębi tym niekontrolowanym wybuchem emocji Lodzia przytuliła swój delikatny policzek do jego policzka, tak szorstkiego i kłującego, jakby nie golił się co najmniej od wczoraj, i powolutku, cierpliwie gładziła go po włosach, przesiewając je pieszczotliwie przez palce.

– Już dobrze, Pawełku – szeptała mu do ucha między jednym łkaniem a drugim. – Mój kochany… już wszystko dobrze. Zobacz, jestem tu przy tobie. Jestem, bandziorku… kocham cię i już nigdzie ci nie ucieknę, obiecuję. Mój ty szachraju, oprychu jedyny… kto by mógł się z tobą równać? Co ja bym zrobiła bez mojego potężnego dżinna?… Już dobrze, już wszystko okej… No, już… już, kochanie.

Czuła, że uspokaja się powoli, wyrównuje oddech, opanowuje się coraz bardziej. Delikatnie ujęła w obie dłonie jego głowę, odsunęła ją od swego zmoczonego jego łzami ramienia, podniosła ją i popatrzyła mu w oczy, uśmiechając się do niego z czułością.

– No już, mazgaju – powiedziała żartobliwie. – I kto to widział tak się mazać? Taki duży chłopak, taki stary, a taka beksa!

W oczach Pabla rozbłysło znajome światło, a na jego zmoczoną łzami twarz wybiegł lekki uśmiech.

– Gangsterko – szepnął, przesuwając powoli dłonią po konturze jej policzka. – Widzisz, co ty ze mną wyprawiasz? Faceci rozklejają się tylko wtedy, kiedy robi im się operację bez znieczulenia na otwartym sercu. A mogłem się tego spodziewać, skoro już pierwszego dnia obiecywałaś mi wbijanie w nie nożyczek… No, chodź do mnie jeszcze, mała terrorystko. Pokaż, jak kochasz swojego mazgaja…

Pochylił się do jej ust i przytulił ją do siebie w kolejnym płomiennym pocałunku, który odwzajemniła mu z radością, wreszcie bez obaw, wątpliwości i zastrzeżeń.

(c.d.n.)

Źródło: pixabay.com

Poprzednie części:

Prolog (1) (2) (3)

Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXVII (1) (2)

Dalsze części:

Rozdział XXVII (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)

Epilog (1) (2) (3) (4) (5)


Dodaj komentarz