Lodzia Makówkówna – Rozdział XXVII (cz. 5)

– Zupełnie nie przyszło mi to do głowy – westchnął Pablo, gładząc po włosach Lodzię przytuloną do jego zmoczonej łzami piersi. – Nie miałem pojęcia, że wróciliście wcześniej z gór, zresztą i tak pewnie nie wpadłbym na to, że mogłaś nas tam zobaczyć i tak to zinterpretować. Przyjechaliśmy z Anią na ten dworzec dosłownie w ostatniej chwili, byłem tam góra pięć minut…

– A ja niewiele dłużej – odparła smutno Lodzia. – Widzisz? Znów wpadliśmy na siebie wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu.

– To przez te nasze gwiazdy – uśmiechnął się, lecz za chwilę znowu spoważniał. – Nie sądziłem, że mogą narobić aż takich szkód… Jak widać, ten kij ma dwa końce, musimy tego bardzo pilnować, skarbie. Nie wolno nam nigdy rozmawiać w takich kwestiach półsłówkami. Musimy zawsze wszystko wygarniać sobie wprost, bez względu na to, co nas boli i jak bardzo.

– Wiem, bandziorku – odparła, tuląc się do niego. – Nie chciałabym już nigdy więcej tego przeżywać. To było takie straszne…

Stali już od godziny przy jego samochodzie i wyjaśniali sobie po kolei wszystko, czego od tak wielu tygodni nie mogli lub nie umieli wypowiedzieć. Lodzia, wylewając mu na koszulę potoki łez, opowiedziała mu o tym, co widziała na dworcu i co w związku z tym wydarzyło się w jej duszy od tamtego koszmarnego poniedziałku.

– To wszystko moja wina – powiedział ponuro Pablo. – Gdybym nie wyrobił sobie latami takiej wspaniałej opinii playboya i inaczej zachowywał się na początku, może nie bałabyś się mi zaufać. Nie byłoby tylu nieporozumień, zwłaszcza tego ostatniego… Ale niestety, własne błędy widzi się dopiero z perspektywy, wtedy, kiedy już zostały popełnione.

Milczeli przez chwilę, rozważając tamte ciężkie przejścia.

– Ania była na weekend w trzydniowej delegacji w Polsce – podjął Pablo. – Co prawda w Warszawie, ale udało jej się załatwić sprawy wcześniej i wpaść na jeden dzień do Lublina, żeby nas zobaczyć. Zrobiła nam wielką niespodziankę, wcześniej nic nie mówiła, bo do ostatniej chwili nie miała pewności, czy uda jej się przyjechać. Najpierw odwiedziła rodziców, mama do dzisiaj płacze z radości… A potem przyjechała do mnie do pracy. Ledwo zdołałem się stamtąd wyrwać, zeszliśmy do Majka pogadać i zaraz musiała jechać. Szkoda, że nie pokazałaś nam się na tym dworcu, kochanie. Tyle cierpienia uniknęlibyśmy, a do tego mógłbym od razu przedstawić cię siostrze. Bardzo o ciebie wypytywała, jest zachwycona, że spisany na straty starszy brat wreszcie znalazł swoje szczęście. Chciałem opowiedzieć ci o niej, o tym, że tu była, ale nie za bardzo było jak… zupełnie nie myślałem o tym w środę.

Pogładził ją delikatnie po włosach i po policzku.

– Byłaś taka dziwna na tych naszych urodzinach – ciągnął w zamyśleniu. – Taka zjawiskowo śliczna w tej niebieskiej sukience, taka zachwycająca, cudowna, upragniona… i taka odległa. Jak gwiazda na niebie. Nawet kiedy pozwalałaś mi się dotknąć, przytulić, a w końcu i pocałować… ciągle czułem ten dystans i widziałem w tobie smutek, który mnie przerażał, a którego przecież wcześniej nie było.

– Byłam bardzo smutna – przyznała Lodzia. – Starałam się uśmiechać, żeby nie zepsuć twoim gościom imprezy, ale to było bardzo ciężkie, bandziorku.

– Wiem, maleńka, mogę sobie wyobrazić. Ale powiedz mi – pochylił się, by zajrzeć jej w oczy. – Skoro myślałaś, że zrobiłem pod twoją nieobecność coś tak ohydnego… dlaczego w ogóle ze mną gadałaś? Po takim czymś przyjechałaś jak gdyby nigdy nic na nasze urodziny? I pozwoliłaś mi się całować, pozwoliłaś dotykać się takimi brudnymi łapami?

– Tak, wiem, że to nienormalne – westchnęła. – Sama się sobie dziwiłam. Ale musiałam cię zobaczyć, nawet po takim ciosie. Chciałam się z tobą po cichu pożegnać… a potem wszystko potoczyło się samo. Bo kiedy zaczęła się ta muzyka… ten nasz Presley ze studniówki… tak bardzo chciałam, żebyś mnie chociaż ten jeden raz w życiu pocałował, że chyba przestałam być sobą. Albo dopiero zaczęłam, sama nie wiem – zastanowiła się.

– Obstawiam, że dopiero zaczęłaś, skarbie – uśmiechnął się Pablo. – I musimy zadbać o twój dalszy rozwój w tym kierunku, skoro pierwsza próba wypadła tak obiecująco.

– Ależ z ciebie oprych – pokręciła głową Lodzia, odwzajemniając mu uśmiech. – Możesz sobie żartować, ale wtedy to wcale nie było śmieszne…

– Nie było – przyznał, poważniejąc. – Tak długo czekałem na ten pocałunek, byłem przez chwilę taki wariacko szczęśliwy… A przecież przez cały wieczór podświadomie czułem, że święci się coś złego, te twoje smutne minki wróżyły jakąś katastrofę… I katastrofa oczywiście przyszła. Moja gwiazdeczka wyrzuciła mnie na kopach ze swojego życia.

Lodzia zadrżała i przytuliła się mocniej do niego.

– Nie mów tak, Pablo – szepnęła. – Ja pewnie i tak długo bym bez ciebie nie wytrzymała.

– A ja bez ciebie – zapewnił ją stanowczo. – Myślisz, że ja bym to tak zostawił, Lea, że odpuściłbym? Nigdy w życiu. Walczyłbym o ciebie dalej, do upadłego, chociaż jeszcze nie miałem pomysłu, jak się za to zabrać. Moje szanse zredukowały się tym razem prawie do zera. Czułem, że mnie kochasz, ale wiedziałem, że potrafisz świetnie nad tym panować i że jeśli uznasz ostatecznie, że moja oferta jest do bani… a w końcu wyszło na to, że nie za bardzo mam się czym popisać… to twój zdrowy rozsądek wygra i nie będę mógł już nic z tym zrobić.

(c.d.n.)

Źródło: pixabay.com

Poprzednie części:

Prolog (1) (2) (3)

Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4)

Dalsze części:

Rozdział XXVII (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)

Epilog (1) (2) (3) (4) (5)


Dodaj komentarz