Lodzia Makówkówna – Rozdział XXVII (cz. 6)

– Niestety, mój zdrowy rozsądek od początku przez ciebie szwankował, bandziorku – uśmiechnęła się Lodzia. – Zamiast posłuchać mamy i grzecznie zakochać się w jakimś fajnym rówieśniku albo w przystojnym studencie à la Karol, ja połamałam wszystkie regulaminy i zakochałam się w takim starym blefiarzu i hultaju. Nie mogłam uwierzyć, że przytrafiło mi się coś takiego, tym bardziej, że tak naprawdę nie planowałam zakochiwania się w kimkolwiek… ale nic nie mogłam na to poradzić.

– Mój ty skarbie – powiedział czule Pablo, całując ją we włosy. – A czy ty myślisz, że ja to planowałem? Zanim zaczęły się nasze przygody ze schowkiem na szczotki i policją, byłem zadufanym megalomanem przekonanym, że jest absolutnym panem siebie i może mieć wszystko, po co tylko zechce mu się sięgnąć. Chełpiłem się, że taki jestem twardy i samowystarczalny… supermacho pierwszej kategorii. I nagle okazało się, że każdy Achilles ma swoją piętę, a ja wcale nie jestem wyjątkiem, tylko dotąd nikt mnie w nią jeszcze nie trafił – uśmiechnął się. – Nie podejrzewałem, że zrobi to taka mała gwiazdeczka… Przy tobie musiałem zwolnić, nabrać pokory, nauczyć się cierpliwości… i byłem tym zachwycony! Czułem się, jakbym zaczynał życie od początku. Tabula rasa. Powrót do pierwotnego idealizmu, z którego, jak się okazuje, za szybko zrezygnowałem… Nie sądziłem, że może mnie jeszcze czekać coś takiego. Pewnie dlatego nie przejmowałem się wcześniej tym, jak żyję, nie myślałem o tym, co będzie kiedyś, dalej… I to się zemściło, słono za to zapłaciłem. Moja maleńka – westchnął, tuląc ją mocniej do siebie. – Jak ty musiałaś ze sobą walczyć, ile przeze mnie wycierpiałaś!

– Już o tym nie myślę, Pablo – szepnęła Lodzia. – Zwłaszcza że sama nie mam czystego sumienia… Nie umiałam ci zaufać, krzywdziłam cię złymi myślami, bardziej wierzyłam w to, co o tobie mówili inni, niż w to, co sama widziałam i czułam… Teraz już inaczej na to patrzę, ale to dlatego, że pewnych rzeczy nauczyłam się na własnej skórze. Wcześniej za mało miałam doświadczenia, a za dużo idealistycznych wizji w głowie. I jak zwykle zabrakło mi odwagi. To moje wielkie przekleństwo… Gdybym wtedy zapytała cię wprost… – westchnęła. – Chyba już nigdy sobie nie wybaczę, że tego nie zrobiłam i że tak niepotrzebnie cierpiałeś przeze mnie przez ostatnie dni…

– Nie przez ciebie, Lea – przerwał jej stanowczo. – Nie myśl tak, perełko. Cierpiałem zasłużenie za swoje świadome wybory i zabałaganione życie. Tyle osób latami mi o tym mówiło, rodzice, siostra, przyjaciele… Wychowałem się w nie mniej konserwatywnej rodzinie niż twoja, więc możesz sobie wyobrazić, jakich kazań musiałem się osłuchać. Ale oczywiście zawsze to ja byłem mądrzejszy i wszystko wiedziałem lepiej, metodycznie ignorowałem te rady, śmiałem się z nich bezczelnie… Więc w końcu musiałem zarobić po uszach, to się narzucało. No i zarobiłem – westchnął. – W najbardziej bolesny sposób, którego pan pyszałek Pablo w swojej nieomylności nie przewidział. Omal nie straciłem ciebie… jedynej kobiety, do której kiedykolwiek poczułem coś więcej niż… ech!

Przygarnął ją mocniej do siebie i znów wtulił twarz w jej włosy.

– Myślisz, że miałem satysfakcję z tego, że rozdeptuję na miazgę twoje dziewczęce ideały? – ciągnął cicho. – One są przecież częścią ciebie, pokochałem je w tobie tak samo mocno jak te wszystkie twoje figlarne minki i zadziorne riposty… Gdybym był godny twojego zaufania, nie interpretowałabyś w taki skrzywiony sposób tego, co mówiłem czy robiłem. Ja to świetnie rozumiałem przez cały czas, również w ostatnią środę, kiedy tak mnie zmiażdżyłaś… To było dla mnie oczywiste. Taka wspaniała dziewczyna miałaby prawo żądać dla siebie Rycerza, o jakim marzyła, a nie zadowalać się takim degeneratem jak ja… Wiedziałem, że zasługujesz na kogoś z czystą kartą, takiego jak Szymek czy Karol. I szczerze zazdrościłem tym chłopakom… Oni nie narażają swoich ukochanych na obryzganie błotem z przeszłości.

– Ale przecież oni mają po dwadzieścia lat, a z ciebie już jest stary koń, bandziorku – uśmiechnęła się z czułością Lodzia, gładząc go po nieogolonym policzku. – W twoim wieku czysta karta byłaby niewiarygodna, a przynajmniej bardzo podejrzana. Ja to przecież wiem i kocham cię takiego, jaki jesteś. Mojego bandziora, szachraja… który udaje dla niepoznaki szarmanckiego dżentelmena, ale tak naprawdę jest gagatkiem, jakiego świat nie widział… Mojego moczymordę i pożeracza batoników z automatu. Mojego spryciarza, który jak nikt inny potrafi wszystko załatwić i zorganizować… i tego niepokonanego krętacza, który zawsze na wszystko ma odpowiedź! Kocham mojego mistrza w krojeniu pomidorów, mojego niezrównanego tancerza i nawet tego łobuza z ciemną przeszłością… Ale jest jeden warunek – zaznaczyła, podnosząc żartobliwie w górę palec. – Od dziś muszę go mieć na własność. Musi być mój i tylko mój. Skoro mam go rekonfigurować według mojej wizji, nie zniosłabym, gdyby mi ktoś inny grzebał w ustawieniach.

– Nikt nie ma i nie będzie miał takiej możliwości – zapewnił ją Pablo, którego twarz rozjaśniała się coraz promienniejszym uśmiechem przy tej wyliczance. – Już dawno mówiłem ci, że tylko ty masz hasło dostępu do panelu sterowania. Zrobisz kompleksowy reset i poustawiasz sobie wszystko, jak zechcesz, kochanie. Jednak najpierw – dodał, znów poważniejąc – będę musiał poprosić cię o jeszcze jedną przykrą przysługę.

– O co, bandziorku? – zaniepokoiła się Lodzia.

– Któregoś z tych najbliższych dni, może nawet jutro… usiądziemy sobie gdzieś wygodnie, a ja ci się dokładnie wyspowiadam z mojej przeszłości. To nie będzie dla nikogo z nas przyjemne, ale jest konieczne. Po tym, jak ostatnio oberwałem, wiem, że muszę to wyczyścić raz na zawsze.

– Nie trzeba, Pablo – szepnęła Lodzia, choć sama w głębi serca czuła, że taka rozmowa jest nieunikniona. – Nie musisz mi się z niczego spowiadać. To przecież było… kiedyś.

(c.d.n.)

Źródło: pixabay.com

Poprzednie części:

Prolog (1) (2) (3)

Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5)

Dalsze części:

Rozdział XXVII (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)

Epilog (1) (2) (3) (4) (5)


Dodaj komentarz