Lodzia Makówkówna – Rozdział XXVIII (cz. 5)

– Mnie też wtedy trochę wzięło – przyznała się z uśmiechem Lodzia. – Wprawdzie nie wyglądałeś zbyt atrakcyjnie z tą rozbitą gębą, a twój wiek dyskwalifikował cię w przedbiegach, ale zafascynowały mnie twoje oczy… Prześladowały mnie potem całymi tygodniami, nie mogłam się od tego uwolnić. To po nich rozpoznałam cię, kiedy przypadkowo spotkaliśmy się w grudniu na przystanku, pamiętasz?

– Pamiętam – skinął głową. – Chociaż to nie był pierwszy raz, kiedy spotkałem cię na mieście. To ty dopiero wtedy mnie dostrzegłaś, ale ja widziałem cię kilkakrotnie już wcześniej. Kręciliśmy się przecież po tej samej okolicy.

– Naprawdę? – wyszeptała.

Myśl o przenikliwym spojrzeniu ciemnych oczu nieznajomego wówczas bandziora, spojrzeniu, którego nie mogła wtedy wygnać z pamięci, a które śledziło ją, gdy o tym nie wiedziała, zrobiła na niej ogromne wrażenie.

– Tak, kochanie. Miałem wtedy dwie pilne sprawy w sądzie apelacyjnym i kursowałem non stop między kancelarią a parkingiem. A ciebie łatwo było rozpoznać po tym twoim długim warkoczu.

– Opowiedz mi o tym, bandziorku – poprosiła zaintrygowana.

– Dobrze – uśmiechnął się Pablo, całując ją delikatnie w czoło. – Za pierwszym razem… to było jakoś pod koniec listopada, zaraz po tym, jak wyleczyłem podbite oko i mogłem wrócić do pracy… zobaczyłem cię właśnie w okolicy przystanku. Rozpoznałem cię natychmiast. Myślałem, że dostanę zawału! Od razu skojarzyłem, że pewnie chodzisz do tego liceum przy Placu Wolności. Potem natknąłem się na ciebie jeszcze kilka razy, ale zawsze kiedy cię widziałem, byłaś z koleżanką. Zresztą wtedy pewnie i tak bym do ciebie nie podszedł, nawet gdybyś była sama… Byłem na etapie wmawiania sobie, że jestem kompletnym kretynem, myśląc w ogóle o czymś takim. Powiedziałaś mi przecież, że dopiero zdajesz maturę, to mnie mocno odstraszyło. Wyliczyłem od razu, że dzieli nas trzynaście lat różnicy wieku. Poza tym w tamtej niebieskiej sukni wyglądałaś o wiele doroślej niż w swoim codziennym stroju ze szkolnym plecakiem. Przyjrzałem ci się dokładnie na ulicy i przestraszyłem się samego siebie… Taka mała dziewczynka, nastolatka, prawie dziecko! To było nie do pomyślenia. Postanowiłem natychmiast wybić to sobie z głowy, ale szybko okazało się, że to nie takie proste, bo kiedy już myślałem, że to mi się udało, zaczął do mnie uporczywie wracać mój niebieski sen… Oczywiście strasznie się tego wstydziłem, bo zawsze uważałem się za wielkiego macho, a wielcy macho przecież nie wierzą w sny.

Lodzia spojrzała na niego z rozbawieniem i oboje parsknęli śmiechem.

– To była bardzo bolesna operacja – ciągnął Pablo. – Nie mogłem załapać, jak to możliwe, że tak niepostrzeżenie i do tego stopnia nabiłem sobie głowę licealistką… Ja, stary koń, arogant, któremu wydawało się, że jest twardzielem odpornym na wszelkie sentymentalizmy. Licealistką! Mówiłem sobie, ty stary idioto, wyluzuj, zostaw tego dzieciaka w spokoju, chcesz wyjść na jakiegoś zboczeńca, uwodziciela nieletnich? Nie wygłupiaj się, nawet o tym nie myśl!… Nie chciałem cię zaczepiać, metodycznie sobie tego zabraniałem, tym bardziej, że dwa razy uciekłaś przede mną jak przed jakimś potworem. Interpretowałem to jako kolejny znak, że mam odpuścić. Co do zasady nigdy nie narzucałem się kobietom, „nie” to było dla mnie „nie” i koniec tematu. Ale tu się tak nie dało…

Westchnął i pokręcił powoli głową.

– Robiłem w każdym razie wszystko, żeby wycofać się póki czas – podjął po chwili milczenia. – Oczywiście nie przyznawałem się nikomu do tych uczuć, dusiłem je w sobie przez długie tygodnie i próbowałem je zwalczyć. To by mi się może nawet udało, ale kiedy nasłałaś na mnie u Majka te gliny, kiedy zobaczyłem cię w głębi sali, patrzącą na mnie tymi rozgwieżdżonymi oczami jak jakieś zjawisko nie z tej ziemi… wtedy zrozumiałem, że to naprawdę nie są żarty i że tu działa coś więcej niż przypadek. I to był przełom. Przestałem ze sobą walczyć. Powiedziałem sobie, że skoro los… czy Bóg… tak się uparł, żeby postawić na mojej drodze tę śliczną licealistkę, to w takim razie poddaję się, przestaję się bronić i jeśli tylko trafi się okazja, zaczynam atakować. Nieważne, co inni sobie o mnie pomyślą, nieważne, że wezmą mnie za wykolejeńca, że będą się nabijać… Przestało mnie to obchodzić. Przysiągłem sobie, że kiedy następnym razem cię spotkam, podejdę do ciebie i zaczepię cię, choćbyś była z koleżanką… że zrobię wszystko, żeby umówić się z tobą na spotkanie, zdobyć twój numer telefonu i nawiązać bliższy kontakt.

– I oczywiście znowu spotkaliśmy się przypadkiem – szepnęła Lodzia. – Akurat w dzień studniówki, kiedy wiozłam do szkoły makowiec…

– Tak – uśmiechnął się Pablo. – Planowałem wtedy wpaść tylko na pięć minut do kancelarii po kilka papierów, nad którymi miałem zamiar popracować w domu. Nie zapomnę, jak wysiadłaś wtedy z tej taksówki… sama… z jakimś dziwnym, wielkim bagażem… akurat kiedy ja przechodziłem obok! Od razu wiedziałem, że dostałem od losu szansę, której nie mogę zmarnować. Tym razem ode mnie nie uciekłaś i pozwoliłaś pomóc sobie z tym ciastem, pomyślałem więc chełpliwie, że teraz mam już pełną przewagę nad tym małym, uroczym kociakiem. A tymczasem okazało się, że trafiłem na zaskakująco twardą zawodniczkę. Najpierw zastrzeliłaś mnie tym narzeczonym… Nie brałem wcześniej pod uwagę, że mogę mieć rywala, i nie spodziewałem się, że tak mnie to dotknie. Nigdy nie bywałem zazdrosny o kobiety, po prostu nie pchałem się tam, gdzie mnie nie chciano, a w tym przypadku zakłuło mnie to jak szpilka! Potem nie chciałaś się ze mną umówić ani dać mi numeru telefonu i jeszcze dogryzłaś mi, że działam standardowo. A na koniec, kiedy już traciłem nadzieję, że cokolwiek ugram, nagle rozwaliłaś mnie tym zaproszeniem na studniówkę, nie pytając nawet, jak mam na imię! Kiedy pojechałem do domu przygotować się na wieczór, byłem pod takim wrażeniem, że chyba z godzinę przesiedziałem, gapiąc się w podłogę… To wtedy pierwszy raz nazwałem cię w myślach gwiazdeczką.

– I pierwszy raz powiedziałeś tak na mnie na studniówce – zauważyła Lodzia.

– Wypowiedziałem tylko na głos to, co miałem w głowie. Masz oczy jak gwiazdy, te błękitne gwiazdy z mojego snu… Nigdy nie zapomnę, jak patrzyłaś nimi na mnie, kiedy tańczyliśmy walca. Po tej studniówce, chociaż odepchnęłaś mnie w tańcu i trzymałaś mnie na dystans, nabrałem wielkich nadziei. Byłem już wtedy całkowicie w twojej mocy. Bardzo szybko musiałem przyznać się sam przed sobą, że całą duszą kocham moją gwiazdeczkę… tę prześliczną syrenkę, która w knajpie u Majka pozwoliła mi rozczesać i spleść swoje cudowne włosy. Za każdym razem zaskakiwałaś mnie i zachwycałaś czymś nowym. Każdy bliższy kontakt i każda rozmowa z tobą coraz wyraźniej uświadamiały mi, kim jesteś w środku, jaki masz charakter, jaką wspaniałą jesteś dziewczyną. Inteligentną, z ciętym językiem, a jednocześnie pełną takiej wewnętrznej delikatności i kobiecego ciepła, o jakim podświadomie marzy chyba każdy facet… Nie miałem wątpliwości, że spotkałem kobietę mojego życia, tamten proroczy sen był dla mnie jednoznacznym drogowskazem. Czułem przy tym, że mam ogromne szanse na twoją wzajemność. Był tylko jeden wielki problem. Nie ufałaś mi.

(c.d.n.)

Źródło: pixabay.com

Poprzednie części:

Prolog (1) (2) (3)

Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4)

Dalsze części:

Rozdział XXVIII (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)

Epilog (1) (2) (3) (4) (5)


Dodaj komentarz