Lodzia Makówkówna – Rozdział XXVIII (cz. 6)

– To prawda – powiedziała cichutko Lodzia. – Nie ufałam ci… Na początku nawet trochę się ciebie bałam.

– Byłem pewnie zbyt nachalny? – domyślił się.

– Odrobinę – uśmiechnęła się, przypominając sobie jego nieustępliwą walkę o umówienie się z nią na spotkanie. – Ale jednocześnie zawsze byłeś bardzo kulturalny… więc to nawet nie o to chodziło. Byłeś po prostu prototypem atrakcyjnego poszukiwacza przygód, wolnego strzelca z wyboru. Miałeś taki podejrzany ogień w oczach, świetny bajer i wielką pewność siebie. Kiedy dodać do tego twój wiek, twój status społeczny i zawodowy, w kontraście do tego dziwnie mocne zainteresowanie licealistką, której, jak sądziłam, nie mógłbyś przecież traktować poważnie, a wreszcie i to, co o tobie mówili inni, sprawa była dla mnie jasna. Byłam pewna, że wpadłam ci w oko jako cel kolejnego podboju, że taki masz kaprys i uparłeś się zabawić akurat moim kosztem.

Pablo pokiwał głową, zagryzając lekko wargi.

– Wiedziałem, że myślisz o mnie coś takiego – odparł. – Domyślałem się tego od początku, od tej twojej uwagi o moim standardowym działaniu. Na studniówce zasugerowałaś mi jasno, że podejrzewasz mnie o nieuczciwe zamiary, a przy niezapominajkach poradziłaś mi, żebym nie inwestował w ciebie jak w inne ofiary… tak właśnie powiedziałaś… ofiary. Tak, jakbyś wyrzucała mi, że z ciebie chcę zrobić następną.

– Tak właśnie myślałam – przyznała Lodzia. – Nie miałam żadnych wątpliwości, że o to ci właśnie chodziło.

– Nigdy nikomu nie zrobiłem krzywdy, Lea – powiedział powoli i dobitnie Pablo. – Mówiłem ci już, że to były inne relacje… zabawa… za obopólnym porozumieniem. Głupie to było jak nieszczęście, wiem… ale tam nie było żadnych ofiar. Weszliśmy w to obaj z Majkiem… zrobiliśmy furorę wśród tych łatwych dziewczyn i spodobało nam się to, choć wcześniej byliśmy bardzo poukładanymi młodymi ludźmi z zasadami wyniesionymi z domu. Zaczęło się od tego, że on miał ciężki kryzys uczuciowy… kiedyś ci o tym trochę opowiem, mnie też dużo to kosztowało… na szczęście przeszło mu bez śladu… A ja… cóż, mnie chyba jakaś sodówka uderzyła do głowy, po latach ciężkiej harówki na studiach i na aplikacji nagle poczułem się panem świata. Więc nakręcając się obaj nawzajem, wciągnęliśmy się w takie rozrywkowe życie, przygody, wygłupy… Nie myśleliśmy perspektywicznie, zwłaszcza ja. Wstyd mi za to, kochanie – westchnął. – Cholernie wstyd. Będę miał teraz kaca do końca życia…

– Przestań – szepnęła cichutko Lodzia.

Na długą chwilę zapadła cisza. Pablo z poważną miną zapatrzył się gdzieś w przestrzeń, po czym znów westchnął i pokręcił powoli głową.

– A co do niezapominajek… – podjął w zamyśleniu. – Nie traktowałem tego wcale jako inwestycji. Po prostu po raz pierwszy odkryłem, jaką radość może sprawić podarowanie kwiatów adorowanej kobiecie. Nie miałem takiego zwyczaju, w moim otoczeniu tego się nie praktykowało, sam zresztą nigdy nie czułem potrzeby wręczania kobietom kwiatów… aż do chwili, kiedy przy mnie pochwaliłaś Szymka za tę różę dla Julii. Natychmiast postanowiłem, że od tej pory kwiaciarnie zaczną na mnie nieźle zarabiać – uśmiechnął się. – Zapamiętałem uwagę Julii o niezapominajkach, skojarzyły mi się od razu z moją niebieską wizją ze snu… I zdobyłem je dla ciebie, a w nagrodę chciałem tylko zobaczyć twoją zaskoczoną minkę. Zobaczyłem coś więcej… ten przeuroczy gest, kiedy na chwilę zanurzyłaś twarz w kwiatach, a potem podniosłaś na mnie znad nich oczy. Te twoje oczy w kolorze niezapominajek… W szpitalu zrobiłaś tak samo. To są obrazki, dla których warto żyć.

Znów zamilkł, tuląc ją do siebie.

– Ta uwaga o inwestowaniu w ofiary sprowadziła mnie na ziemię – kontynuował poważnym tonem. – Ale wtedy i tak byłem za głupi, żeby zrozumieć, gdzie popełniam błąd. Wygadywałem jakieś głupoty o odbijaniu cię Karolowi, trułem ci mętnie o Archimedesie… Wiedziałem, że źle mnie rozumiesz, ale każda moja próba przejścia na poważniejszy ton wywoływała jeszcze gorszy skutek. Nie miałem za wiele pola do manewru, gwiazdeczko, przez cały czas bałem się, że przestraszysz się i uciekniesz mi, że powiesz mi takim okrutnie poważnym głosikiem, żebym już do ciebie nie dzwonił i dał ci wreszcie spokój. Raz tak się prawie stało… wtedy, kiedy chciałem zabrać cię do siebie i nie zapytałem, czy zgadzasz się na to. To był mój wielki błąd, ale i chwila prawdy. Uświadomiło mi to, jak bardzo nadal się mnie bałaś. Do tej chwili sądziłem, że udało mi się już zdobyć zaufanie tej małej dziewczynki, która przyniosła mi do pracy ciasto i która pozwoliła się wziąć za rękę na ulicy. A tymczasem okazało się, że jest znacznie gorzej, niż myślałem… To był dla mnie straszny cios, Lea. Zapłaciłem wtedy pierwszy raz naprawdę słono za moją opinię playboya. Tak się wtedy skuliłaś w tym samochodzie, taka przestraszona, maleńka… jakbym cię schwytał w jakąś pułapkę. Kochałem cię już wtedy tak mocno… podejrzenie, że mógłbym chcieć cię wykorzystać, było dla mnie potwornym policzkiem.

– Wiem, Pablo – szepnęła Lodzia. – Ja nie bałam się, że ty będziesz chciał coś zrobić na siłę, aż tak źle nigdy o tobie nie myślałam… Ale bardzo bałam się konfrontacji, poza tym jeszcze nigdy w życiu nie znalazłam się w takiej sytuacji… przestraszyłam się.

– Byłaś przerażona – westchnął. – Dla mnie to był nokaut… Zobaczyłem strach w oczach kobiety, której pragnąłem przecież złożyć u stóp cały świat. Nie wyobrażasz sobie, co to znaczy dla faceta… To mnie tak potwornie zabolało! Kiedy odwiozłem cię do domu, a ty poprosiłaś, żebym przez jakiś czas do ciebie nie dzwonił, byłem zdruzgotany. Uświadomiłem sobie, jak trudno będzie mi jednak zdobyć twoje zaufanie… Na szczęście szybko zobaczyłem, że nie gniewasz się na mnie, że dajesz mi kolejną szansę. To mnie uskrzydliło… ale potem znowu zaniepokoiłem się, kiedy zmaterializował się Karol. Majk zapewniał mnie po tym naszym krótkim spotkaniu u niego, że byliście z Karolem w wielkiej komitywie, że ty długo tłumaczyłaś się przed nim ze znajomości ze mną, a jego koledzy traktowali was jak parę. Nie bardzo w to wierzyłem, ale kiedy ktoś jest mocno zakochany, nie myśli racjonalnie… Więc kiedy nie przyszliście na tę marcową imprezę, chociaż mi to obiecałaś, byłem zazdrosny jak szczeniak. Julia powiedziała, że twój telefon nie odpowiada, zadzwoniłem więc do Karola, akurat przydało się to, że wziąłem od niego numer… Chciałem wiedzieć, co jest grane, nie mogłem znieść tej niepewności, już nie mówiąc o tym, jak bolała mnie twoja nieobecność. Tak strasznie za tobą tęskniłem, liczyłem, że zobaczę cię dłużej niż przez kilka minut… To było dla mnie potworne rozczarowanie. I wtedy Karol powiedział mi, że jesteś w szpitalu.

(c.d.n.)

Źródło: pixabay.com

Poprzednie części:

Prolog (1) (2) (3)

Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5)

Dalsze części:

Rozdział XXVIII (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)

Epilog (1) (2) (3) (4) (5)


Dodaj komentarz