Sobotni poranek dwudziestego ósmego kwietnia powitał Lodzię bajeczną, wiosenną pogodą i świergoleniem ptaka, który ukrył się w dzikim winie tuż obok jej okna. Otworzyła oczy i przetarła je z uśmiechem, przypominając sobie poprzedni wieczór w całości spędzony z Pablem na żartobliwej dyskusji nad projektem Maćka i zakończony długim, wspólnym spacerem jej osiedlem. Pablo wymyślił bowiem, odwożąc ją do domu, że pokaże jej swoją sentymentalną drogę z pamiętnego wieczoru czwartego listopada, kiedy to zatrzymał samochód na parkingu obok parku i postanowił przejść się do Piotrka na piechotę, po drodze zaliczając bójkę z małolatami i przygodę swego życia przy Czeremchowej osiem.
„Od tamtego czasu minęło tylko pół roku” – pomyślała w zadziwieniu Lodzia. – „Gdyby sześć miesięcy temu ktoś powiedział mi, że niebawem zakocham się do nieprzytomności w jakimś bandziorze starszym o trzynaście lat, uznałabym to za kiepski żart z gatunku science fiction!”
Na śniadanie zeszła w radosnym nastroju i z rozświetlonymi jasnym blaskiem oczami, co nie umknęło podejrzliwej uwadze Wielkiej Triady, która tego poranka spodziewała się raczej zobaczyć na jej obliczu osnuty melancholią żal na myśl o utraconym szczęściu. Szczęście owo miało wszak skrystalizować się wieczorem w formie uroczystych zaręczyn połączonych ze spóźnionym świętowaniem jej dziewiętnastych urodzin, mieli być goście, radość, rzewne snucie planów na przyszłość… Tymczasem impreza musiała zostać zredukowana do spóźnionego o dziesięć dni modułu urodzinowego, spóźnionego przez to właśnie, że chciano go połączyć z niedoszłym modułem zaręczynowym. Czyż można sobie wyobrazić bardziej spektakularny przykład pokrzyżowania planów i organizacyjnego niewypału?
– Makowiec już się szykuje – oznajmiła z westchnieniem Ciotka Lucy. – Miał być na podwójną okazję, ale cóż… takie jest życie! Nie można mieć wszystkiego.
Filozoficzna uwaga Ciotki wywołała rozbawiony uśmiech na twarzy Lodzi, który po raz kolejny potwierdził zadziwiającą nieprzystawalność jej zachowania do statusu nieszczęśliwie zakochanej dziewczyny o świeżo złamanym sercu. Wielka Triada wymieniła znaczące spojrzenia. Owszem, należało cieszyć się, że Lodzia pozbierała się już po straszliwym ciosie, który przez kilka dni od powrotu z gór tak wyraźnie odbijał się w jej zapłakanych oczach, jednak ta nagła, biegunowa zmiana humoru również była ze wszech miar niepokojąca. Niepokojąca i nad wyraz podejrzana! Szczególnie w obliczu nowych rewelacji, które Matylda spod czwórki wyjawiła przed godziną Mamusi idącej do sklepu po bułki na śniadanie…
– Lodziu, podaj sól – odezwała się Babcia. – O, dziękuję ci, drogie dziecko. Weźmiesz sobie jeszcze ogórka?
– Chętnie, babciu – odparła grzecznie Lodzia.
Sięgnęła po talerzyk i podsunęła go najpierw zapraszającym gestem Tatusiowi.
– Dziękuję ci, kochanie – kiwnął głową.
Nałożył sobie ogórka na kanapkę i uśmiechnął się do niej przez stół.
– Czyli będzie makowiec, suflety czekoladowe, babeczki z bitą śmietaną i owoce – podsumowała Mamusia, zwracając się do Ciotki Lucy. – A na koniec tort z mrożonymi malinami. Już przygotowałam dziewiętnaście świeczek, powtykamy je w ciasto tuż przed podaniem.
– A toast z winem będzie? – zapytał od niechcenia Tatuś.
Lodzia uśmiechnęła się do niego porozumiewawczo.
– Będzie, Mareczku – zapewniła go Mamusia. – Mamy jeszcze butelkę tego domowego wina, które Emilia dała nam w marcu na rewizycie…
Na dźwięk tego imienia przed oczami Lodzi natychmiast stanęła przemiła kobieta ocierająca łzy wzruszenia ze swych ciemnych oczu, które odziedziczył po niej Pablo.
– Ech! Jak to się wszystko pokomplikowało! – westchnęła Ciotka, ogarnięta dziś wyjątkowo ckliwym nastrojem. – Takie święto miało być… Biedna Lodzieńka!
– Cicho, Lucy! – upomniała ją surowym tonem Babcia. – Nie przypominaj. Chcesz, żeby dziecina znowu się popłakała?
Wszystkie trzy spojrzały przy tym wyczekująco na Lodzię, jakby spodziewały się, że dziewczyna zareaguje odpowiednio i chociaż westchnie lub się skrzywi, jednak nie było po niej widać najmniejszych oznak nadchodzącego kryzysu nerwowego. Siedziała spokojnie i ze smakiem pałaszowała kanapkę z pasztetem i ogórkiem, spoglądając znad niej swymi błękitnymi oczami rozpromienionymi jak poranne słońce.
– Wypijemy chociaż ten toast i Lodzia zdmuchnie swoje świeczki – ciągnęła Mamusia, dolewając sobie herbaty. – W tym roku słabo to wyszło, ale dziewiętnaście lat to przecież ani osiemnastka, ani okrągła dwudziestka. Za rok urządzimy jej coś huczniej.
(c.d.n.)

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Dalsze części:
Rozdział XXX (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)