Lodzia Makówkówna – Rozdział XXXI (cz. 1)

Julka zaśmiewała się do rozpuku, siedząc na łóżku Lodzi, otoczona kartkami z notatkami do matury, których część walała się również po podłodze.

– No i nie mówiłam ci, że tak będzie? – przypomniała jej wesoło. – Przecież to jest stary wyga, dziwisz się, że porozgrywał je w pięć minut? Nie z takimi przeciwnikami ma do czynienia na co dzień, to jest twardy gość, tylko przy tobie mięknie jak jakaś galareta… To co, jednak zgodziłaś się na ten wrzesień?

– Nie miałam innego wyjścia – uśmiechnęła się Lodzia, której oczy lśniły jak podświetlone od wewnątrz strużką światła. – Zawiązał z nimi koalicję przeciwko mnie. Babcia bredziła o tej swojej tradycji małżeństwa przed dwudziestką, mama dopowiadała szczegóły, a on przytakiwał im z całą powagą i potwierdzał, że to świetny pomysł i w ogóle w dechę tradycja. A potem wszyscy razem przekonywali mnie do tego września. Tata boki zrywał… Nawet babcia była usatysfakcjonowana, chociaż jeszcze nie całkiem zaakceptowała oprycha, nadal kręci nosem, że za stary dla mnie i za pewny siebie. Ale ona podobno nawet przy tacie wydziwiała. A Pabla łyka jakoś pomimo jego licznych wad, bo imponuje jej wizja, że będzie mieć w rodzinie adwokata.

– A twoja mama przekonała się do niego? – zainteresowała się Julka.

– Mama jest kupiona! – zapewniła ją Lodzia. – Wprawdzie na początku robiła groźne miny, ale kiedy poskładała sobie różne puzzle i dotarło do niej, że ja od początku zakochałam się w Pablu, a nie w Karolu, to już była trochę inna gadka. Ona zresztą lubi łobuza od czasów tamtej akcji rozmieniania kasy w szpitalu.

– Sama widzisz! – zaśmiała się Julka. – Jego nie da się nie lubić!

– Nie da się – przyznała Lodzia. – Tata bardzo go polubił… Ale i tak najbardziej szaleje za nim ciocia! Patrzy na pana mecenasa takimi oczami, że już sama nie wiem, kto się w nim bardziej kocha, ja czy ona.

– Kto wie? – uśmiechnęła się Julka. – Ciotki potrafią być bardzo uczuciowe…

– Trudno, nie będę się z nią licytować w tej materii! – roześmiała się Lodzia. – W każdym razie numer z panem mecenasem był nieziemski, Pablo prędzej spodziewałby się nalotu Marsjan niż tego, że spotka ją w takim kontekście. Mówił mi potem, że pani Klocia była jedną z najbardziej upierdliwych klientek, jakie miał w życiu. Obie z ciocią przez pół roku siedziały mu na głowie i zamęczały go na śmierć pytaniami o każdy szczegół. No, ja wiem coś o tym, przecież ona w domu wszystko na bieżąco nam opowiadała, tylko jakoś nigdy nie wymieniła nazwiska mecenasa, przynajmniej nie przy mnie. Co prawda nigdy nie słuchałam jej dokładnie… jak tylko zaczynała, zaraz myślałam sobie o czym innym.

– No to ładnie pan mecenas się urządził – pokiwała głową Julka. – Myślał, że już ma z nią spokój, a tu… witamy w rodzinie! Z deszczu pod rynnę to mało powiedziane!

– Nie martw się o niego, poradzi sobie – zapewniła ją Lodzia. – To szarlatan nie do pokonania, a ja już rozumiem, co miał na myśli, kiedy mówił mi, że dopiero teraz rozwinie skrzydła jak stąd do kosmosu… Najlepsze jest to, że w sobotę chyba z pięć razy prosił ciocię, żeby nie wyzywała go od mecenasów, tylko mówiła mu po imieniu, ale ona jakoś nie może się przełamać. Dla niej to jest pan mecenas i koniec.

– Opowiedzieliście im o schowku na szczotki? – zaciekawiła się Julka.

– No coś ty! – Lodzia popukała się wymownie palcem w czoło. – To by je zmiażdżyło! Już wystarczy, że wydało się, że tańczyliśmy walca na ulicy, cioci to nadal nie może pomieścić się w głowie. Sąsiadka podobno nas widziała, więc istnieje ryzyko, że pół dzielnicy niebawem się o tym dowie, i mama będzie teraz się gimnastykować, żeby jakoś zatuszować sprawę… Gdyby dowiedziały się jeszcze o moich listopadowych wygłupach z bandziorem, to chyba by się załamały! Zwłaszcza że w to była przecież implikowana policja… Zresztą kiedyś to się i tak wyda, tak samo jak to, że byliśmy razem na studniówce, za dużo osób o tym wie, ktoś się prędzej czy później wygada. Ale na razie trzeba im umiejętnie dozować te przyjemności.

– To nie chciały wiedzieć, jak się poznaliście? – zdziwiła się Julka.

– Nawet tak bardzo o to nie dopytywały – wzruszyła ramionami Lodzia. – Ciocia przyjęła za pewnik, że skoro Pablo pracuje na Zamkowej, a ja chodzę do szkoły tuż obok, to musieliśmy spotkać się gdzieś w okolicy. Wystarczyło nie zaprzeczać. Co prawda oprych chętnie by wszystko wygadał, bo bardzo mu się spodobało im dokuczać, ale dałam mu znak, żeby cicho siedział, więc odpuścił.

– Te wasze rozmowy przy rodzinnym stole to muszą być naprawdę niezłe jaja – przyznała Julka. – Zawsze były, ale jak jeszcze Pablo się w to wmieszał, to już na bank boki można zrywać!

– Żebyś wiedziała! – zaśmiała się Lodzia. – Żałuj, że nie możesz zobaczyć tego farmazona w akcji. Jego nie da się przegadać, rozgrywa je po mistrzowsku i świetnie wyłapuje, kiedy może sobie pozwolić na żart, a kiedy lepiej wziąć je pod włos. Bardzo go to bawi. Powiedział mi wczoraj, że skoro wchodzi do naszej rodziny, stawia sobie za punkt honoru przywrócenie w niej zdrowej równowagi i neutralizację matriarchatu, tylko najpierw musi się do tego odpowiednio przygotować. Nawet nie chcę wiedzieć, co ma na myśli…

(c.d.n.)

Źródło: pixabay.com

Poprzednie części:

Prolog (1) (2) (3)

Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Dalsze części:

Rozdział XXXI (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)

Epilog (1) (2) (3) (4) (5)


Dodaj komentarz