Lodzia Makówkówna – Rozdział XXXI (cz. 7)

– Lodzieńko, połóż jeszcze na środku te serwetki – poleciła Mamusia. – Lucy, te kwiatki daj na bok, będą przeszkadzały… albo w ogóle ściągnij to ze stołu, mogą przecież stać na komodzie.

Ciotka Lucy posłusznie przestawiła wazon z kwiatami na komodę, przechylając się przez siedzącą na kanapie Babcię, która usiadła sobie tam po rozłożeniu sztućców, by wyciszyć się przed mierzeniem ciśnienia, jak zwykle zaplanowanym na godzinę piętnastą.

– Zosiu, przestawcie to na drugą stronę, tu przecież będzie niewygodnie – powiedziała, wskazując palcem na jedno z nakryć. – Mamy wystarczająco miejsca, to przecież tylko dwóch gości.

– Mamo, to nie ma znaczenia – machnęła ręką Mamusia. – I tak potem siadamy tylko we trzy z tym panem i będziemy rozmawiać o menu. Talerze po podwieczorku szybko się posprząta.

– O, tu posadzimy pana mecenasa – oznajmiła Ciotka Lucy, wskazując na jedno z przygotowanych miejsc. – A Mareczek siądzie koło niego.

– Ciociu, proszę – odezwała się z wyrzutem Lodzia. – Paweł tyle razy ci mówił, żebyś nie nazywała go mecenasem. Przecież to strasznie głupio brzmi! Będziesz tak na niego mówić do końca życia? On już ma wystarczająco tego w pracy.

– Lucy, Lodzia ma rację – przyznała Mamusia. – Przestań już z tym mecenasem, to rzeczywiście nie wypada w tych okolicznościach.

– Co ci poradzę, Zosiu, tak się przyzwyczaiłam – westchnęła Ciotka. – Przecież ta sprawa Kloci ciągnęła się od września, przez pół roku byłyśmy tam u niego co najmniej raz w tygodniu i nigdy inaczej się do niego nie zwracałyśmy. Teraz ciężko się przestawić…

– Pół roku to nie tak długo – zauważyła Babcia.

– Pewnie, że niedługo – zgodziła się Ciotka, zabierając się za przestawianie filiżanek na kawę. – Zwłaszcza jak na sporny przypadek i sprawę zagraniczną. Najpierw zbieraliśmy dokumenty, potem analiza, tyle się nad tym usiedział, biedak! Klocia też przecież po nocach spać nie mogła, tak się stresowała… a ja razem z nią.

Lodzia pokręciła głową z rezygnacją, uznając, że chyba już na zawsze jest skazana na słuchanie o pamiętnej sprawie spadkowej Kloci.

Było sobotnie popołudnie w połowie maja, kończyły się powoli egzaminy maturalne. Za dwa tygodnie miały się odbyć jej oficjalne zaręczyny, co skutkowało panującą już w domu gorączką przygotowań. Lecz również dzisiejsze popołudnie miało być wyjątkowe, na podwieczorek był bowiem zaproszony narzeczony w towarzystwie swojego przyjaciela, w którego restauracji miało się odbyć wesele i z którym Wielka Triada miała uzgadniać menu oraz inne szczegóły organizacji przyjęcia. Obaj panowie mieli zjawić się przy Czeremchowej osiem około godziny siedemnastej, jednak już od rana byli wyczekiwani z wielką niecierpliwością.

– Ten drugi pan siądzie tutaj – planowała Ciotka Lucy. – Mam nadzieję, że doceni nasz sernik. Bardzo jestem ciekawa jego zdania, to przecież zawodowiec.

– Ciociu, to jest przede wszystkim przyjaciel Pawła – zaznaczyła poważnym tonem Lodzia. – On traktuje go prawie jak rodzonego brata. I bardzo was proszę, żeby przyjąć go w tym charakterze, układanie menu na przyjęcie jest dzisiaj naprawdę mniej ważne, jeszcze zdążycie to zrobić.

– Oczywiście, Lodzieńko, tak będzie – zapewniła ją potulnie Ciotka. – Przecież wiesz, że zawsze godnie przyjmujemy gości.

– Lodzia ostatnio zrobiła się bardziej stanowcza – zauważyła z zadowoleniem Babcia. – I dobrze, to jej się przyda, może nie da się tak łatwo stłamsić w tym małżeństwie.

Lodzia uśmiechnęła się delikatnie.

– Ale tej Matyldzie to ja muszę coś powiedzieć – oznajmiła z niesmakiem Mamusia. – Już wszystkim w Radzie Dzielnicowej rozpowiedziała, że Lodzia wychodzi za mąż za adwokata po trzydziestce, wejść do sklepu nie można, żeby ktoś mnie o to nie zaczepił! Dzisiaj rano Bednarkowa wypytywała mnie, gdzie też to oni się poznali. Więc jej mówię, że on pracuje blisko szkoły Lodzi, poza tym ona do tej restauracji chodziła z Julcią i z… hmm… Karolem – tu Mamusia zerknęła niespokojnie na Lodzię, która w milczeniu przekładała serwetki z pudełka do stojącego na stole serwetnika. – A że restaurację prowadzi jego przyjaciel, to i tam się pewnie widywali. No i wpadli sobie w oko z naszą Lodzieńką…

„Całkiem przyjemna teoria” – przyznała w myśli Lodzia.

– Matylda chyba urażona, że ukrywałyśmy to przed nią – zauważyła Babcia. – Niby rozmawia normalnie, ale ciągle robi jakieś aluzje… Ja uważam, Zosiu, że ona już od dawna za dużo sobie myśli!

– A niech sobie myśli, co chce – machnęła ręką Mamusia. – Przecież nie powiem jej, że o niczym nie wiedziałyśmy. Jak to by wyglądało!

– No, nie, nie, absolutnie! – przyznała natychmiast Babcia. – Na ten temat ani słówka! Jeszcze by wyszło na to, że nad niczym nie mamy kontroli…

Lodzia znów uśmiechnęła się do siebie nieznacznie.

– Matyldę widziałam wczoraj w mięsnym, jak kupowałam cielęcinę na zrazy – ciągnęła Mamusia, zwracając się do Babci. – Powiedziałam jej przy okazji, jakich dzisiaj mamy gości, i wyobraź sobie, że dzisiaj już Bednarkowa wszystko wiedziała! Matylda musiała jej każde słówko przekablować! Ja jej chyba w końcu naprawdę coś powiem, bo to już jest przesada, żeby do tego stopnia nie umieć utrzymać języka za zębami!

– Skończyłam już układać te serwetki, mamo – przerwała jej grzecznie Lodzia. – Jeśli nie trzeba w niczym więcej pomóc, to mogłabym już iść na górę, żeby się przebrać?

– Ależ oczywiście, Lodzieńko! – zawołała serdecznie Mamusia. – Idź się przebrać, pewnie, dziecko, musisz dziś pięknie wyglądać dla swojego gościa.

Lodzia rzuciła jej pełne blasku spojrzenie i leciutkim krokiem wyfrunęła z salonu odprowadzana roztkliwionym spojrzeniem Wielkiej Triady.

(c.d.n.)

Źródło: pixabay.com

Poprzednie części:

Prolog (1) (2) (3)

Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6)

Dalsze części:

Rozdział XXXI (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)

Epilog (1) (2) (3) (4) (5)


Dodaj komentarz