– Maciek dzisiaj pierwszy raz wystąpił samodzielnie w sądzie – wyjaśnił Lodzi rozbawiony jego entuzjazmem Pablo. – Stresował się od tygodnia, siedział zagrzebany w aktach po uszy, pracował jak mrówka, ale wyharował sukces, więc ta euforia jest uzasadniona. Ja też po pierwszej wygranej sprawie cieszyłem się jak dziecko.
– Bardzo panu gratuluję – powiedziała z uśmiechem Lodzia, ściskając serdecznie rękę rozpromienionego Maćka. – I trzymam kciuki, żeby tak było za każdym razem.
– Dziękuję pani – skłonił się z szacunkiem aplikant, po czym znów spojrzał na Pabla z miną koguta szykującego się do walki. – Panie mecenasie, proszę o więcej zadań, od jutra mogę zająć się następną sprawą. Czuję w sobie taką moc, że aż mnie rozrywa!
Pablo i Lodzia roześmiali się.
– Lepiej niech cię nie rozrywa, Maciek – poradził mu Pablo. – To nie wojna światów, tu nie jest potrzebna żadna moc, tylko rzetelne przygotowanie merytoryczne. Trochę retoryki, owszem, przydaje się, ale baza merytoryczna przede wszystkim. Bez tego żaden laser nie zadziała. Poza tym mówiłem ci, spokój i opanowanie, a nie że cię rozrywa… No, ale dobrze. Jutro przydzielimy ci kolejną sprawę, tym razem wybiorę ci coś trudniejszego. We wrześniu mnie nie ma, więc i tak pociągniesz za mnie parę pilnych rzeczy, nastaw się z góry na ostrą robotę. Udowodniłeś dzisiaj, że wiesz, jak skutecznie pracować, więc w nagrodę popracujesz więcej! – zaśmiał się, klepiąc go przyjacielsko po ramieniu.
– Z przyjemnością, panie mecenasie – odparł dumny z pochwały Maciek. – Bardzo panu dziękuję. A teraz przepraszam, nie przeszkadzam już państwu, lecę powiedzieć to Krystianowi, widziałem, że jeszcze są z mecenasem Kaczmarkiem… Idę ich złapać, zanim pójdą do domu!
I wybiegł z powrotem do poczekalni w poszukiwaniu kolejnych osób, którym mógłby się pochwalić swoim pierwszym zawodowym sukcesem.
Pablo pokręcił głową z uśmiechem, przytulił Lodzię i pocałował ją w czoło.
– Widzisz, gwiazdeczko, jak się chłopak ucieszył? Zdolna bestia, będą z niego ludzie. I w dodatku sam pcha się do roboty. A ja chętnie pozrzucam na niego to i owo, żeby mieć więcej czasu na nasze kontrole jakości – mrugnął do niej, znów delikatnie zsuwając sukienkę z jej ramienia i składając na nim pocałunek. – Genialna jest ta sukienka, słowo daję… zamawiamy takich cały wagon! Posłuchaj, kochanie – dodał poważniej. – Zaraz jedziemy na obiad do mojej mamy, kobiecina od rana skacze z radości, że wreszcie cię zobaczy. A potem wpadniemy na Milenijną na małą inspekcję, dzisiaj ekipa miała montować na balkonie twoje donice na niezapominajki. Musisz ocenić, czy wszystko jest w porządku, bo jeśli nie, to muszę jak najszybciej pogonić ich do poprawek. Czas nam się kurczy, nie możemy już teraz pozwolić sobie na żadne opóźnienia.
– Dobrze, Pablo – skinęła głową Lodzia. – Zerknę i ocenię… Będą tam jeszcze ci robotnicy?
– Nie będzie ani jednego – odparł stanowczo. – Pojedziemy tam dopiero wieczorem, po ich wyjściu, żebyś mi znowu nie bałamuciła ekipy, mała wichrzycielko.
– Wcale ich nie bałamucę – zaprotestowała z urazą.
– Nie, skądże, ani trochę – pokręcił głową Pablo. – Zawsze jak cię tam zabieram, ci frajerzy więcej gapią się na ciebie niż na robotę. A ja mam im jeszcze za to płacić? Aż takim jeleniem nie jestem. Słodziaku ty mój… ja ci już mówiłem, że ty mnie kiedyś do grobu wpędzisz. Powiedz, byłaś rano na kursie?
– Dzisiaj nie, bandziorku. Jutro za to mam dwie godziny, jadę już na plac manewrowy. Spotkałam się tylko z dziewczynami, jutro wyjeżdżają na Mazury. Jula szła jeszcze z Szymkiem na zakupy… A właśnie! – przypomniała sobie. – Wczoraj oglądałam w sklepie takie wygodne pantofelki na obcasie, przydałyby mi się do tańca. Chyba kupię je i wezmę sobie w góry, a nuż się przydadzą? Jak myślisz, będzie tam jakaś okazja do potańczenia? Chodzi mi oczywiście o tradycyjną formułę z muzyką – zaznaczyła wesoło.
– Jeśli tylko sobie zażyczysz, to będzie, kochanie – uśmiechnął się Pablo. – Dżinn wyszuka dla ciebie jakąś bieszczadzką potańcówkę i wypróbujemy te pantofelki. Zresztą nawet gdybyś zapomniała wziąć butów, zawsze pozostaje nam opcja skarpetkowa.
– Nie zapomnę butów, nie bój się – zapewniła go Lodzia. – A opcję skarpetkową zarezerwujmy na inne okazje – mrugnęła do niego figlarnie.
Pablo zaśmiał się i przytulił ją do siebie.
– Moje maleństwo – szepnął, całując ją we włosy. – Jestem taki cholernie szczęśliwy, jak w tym moim proroczym śnie… Już nie mogę się doczekać, kiedy będę mógł wracać do ciebie do domu i wieczorem już z parkingu widzieć światło w naszym oknie. Będzie świeciło na niebiesko, mama odebrała już dla nas te błękitne zasłony do kuchni. Popakowała mi też jakąś porcelanę, będziesz musiała dzisiaj na to zerknąć… W przyszłym tygodniu zabierzemy już to wszystko na Milenijną. Do końca sierpnia będę musiał wynieść się od rodziców, bo przyjeżdża Ania z mężem i z córką, a mama chce dać im do dyspozycji dwa pokoje, jej dawny i mój.
– Czyli przyjadą na cały tydzień? – zapytała Lodzia, podnosząc na niego oczy.
– Nawet na dwa. Lądują drugiego września. Notabene, będziesz musiała pomóc mi wybrać jakiś fajny prezent dla mojej chrześnicy, dobrze? Wyrodny wujek z dalekiego kraju, który widział ją ostatnio rok temu, powinien jakoś wkupić się w łaski siostrzenicy…
– Dobrze, bandziorku – zgodziła się Lodzia. – Wybierzemy dla niej coś, co potem będzie mogło jej się kojarzyć z tobą. Co byś powiedział na takiego dużego, pluszowego misia?
– No tak, miś rzeczywiście od razu będzie się kojarzył ze mną! – zaśmiał się Pablo. – To nieuniknione po tych wszystkich sesjach tuczenia, którym będę regularnie poddawany bez prawa do protestu. Ale a propos, kochanie, zbieramy się i jedziemy coś zjeść, mama już tam na pewno czeka na nas jak na szpilkach. Jeszcze tylko jedna rzecz…
(c.d.n.)

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Dalsze części: