Pożegnawszy się z Julką, Lodzia udała się prosto na ulicę Zamkową, gdzie weszła do bramy kamienicy pod numerem sześć. Zerknęła przelotnie na kamienne schodki prowadzące w dół do klubo-restauracji Anabella, uśmiechnęła się do siebie i ruszyła klatką schodową na górę, przepuszczając przed sobą dystyngowaną starszą panią w kapeluszu, z markową torebką na ramieniu i teczką na dokumenty pod pachą.
Ponieważ kobieta szła statecznym krokiem samym środkiem schodów, nie zostawiając ani przy barierce, ani pod ścianą wystarczająco miejsca na to, aby można było wygodnie ją wyprzedzić, Lodzia zwolniła kroku i cierpliwie szła tuż za nią. Kiedy doszły do półpiętra, z góry zbiegł zaaferowany, objuczony dwiema dużymi paczkami mężczyzna, który, nie czekając, aż starsza pani usunie mu się z drogi, zdecydował się przecisnąć między nią a ścianą.
– I gdzie się pan tak pcha? – zestrofowała go zbulwersowanym tonem kobieta.
– Przepraszam panią! – rzucił w biegu. – Proszę wybaczyć, ale naprawdę bardzo się śpieszę!
Zahaczył przy tym jedną z paczek o ramię damy, skutkiem czego niesiona przez nią teczka wysunęła jej się spod pachy i upadła na podłogę półpiętra, z niej zaś wysypały się dokumenty, których część sfrunęła na schody wprost pod nogi Lodzi. Dziewczyna rzuciła się odruchowo do zbierania kartek, które wyglądały w większości jak wyniki badań medycznych, natomiast sprawca incydentu zbiegł po schodach, jeszcze bardziej przyśpieszając kroku.
– Najmocniej przepraszam! – zawołał z dołu. – Naprawdę nie chciałem! Proszę wybaczyć!
Po czym ulotnił się czym prędzej, zanim oburzona paniusia zdołała odzyskać głos. Lodzia tymczasem zręcznie zbierała rozrzucone na schodach dokumenty, składając je na równy stosik na najwyższym ze stopni.
– Nie kładź tu tego, dziecko – rzuciła krytycznym tonem kobieta, podnosząc zebrane przez nią kartki i wkładając je znów do swojej teczki. – Tu mi to od razu podawaj… No co za gbur! Prymityw! Wszystko rozsypane! O, tam jeszcze jedna kartka na dół spadła! – dodała, wskazując dziewczynie swym kościstym, wypielęgnowanym palcem dokument, który sfrunął aż na sam dół i bielił się u podnóża schodów. – Idź mi to przynieś.
Lodzia uśmiechnęła się lekko do siebie.
„Co za uprzejmość” – pomyślała ironicznie. – „Jaka miła pani… miód po prostu!”
Mimo to, nie odezwawszy się ani słowem, posłusznie zbiegła na dół po kartkę. Nim jednak zdołała do niej dotrzeć, na klatkę schodową na dole weszła młoda kobieta z wrzeszczącą wniebogłosy, wyrywającą się jej panicznie kilkuletnią dziewczynką.
– Ja nie chcę do pana doktora! – wyło dziecko. – Nie chcę, nie chcę, nie chcęęęęę!
I ku rozpaczy swej spoconej, zdenerwowanej matki, dziewczynka zaparła się z całej siły o barierkę u dołu schodów, zatrzymując się dokładnie na dokumencie, po który zmierzała Lodzia, depcząc go i gniotąc nogami w ferworze swego protestu. Paniusia na półpiętrze wydała oburzony okrzyk.
– Przepraszam cię, kochanie – powiedziała łagodnie Lodzia, pochylając się nad dziewczynką, która zamilkła na dźwięk obcego głosu i podniosła na nią zdziwione oczy. – Potrzebny mi jest ten papierek, na którym stoisz. Mogę go sobie wziąć?
Dziewczynka odruchowo odsunęła się, schodząc ze zmaltretowanego dokumentu, po który Lodzia natychmiast schyliła się i szybko podniosła z podłogi. Mała, z buzią jeszcze mokrą od łez, patrzyła na nią szeroko otwartymi oczami, w których na widok jej imponująco długiego warkocza pojawił się szczery, dziecięcy zachwyt.
– Mamo, mamo! – szepnęła konspiracyjnie do matki, szarpiąc z całej siły ją za rękę. – To przecież Roszpunka! Ona naprawdę istnieje!
Kobieta wymieniła z Lodzią rozbawione spojrzenia.
– Tak, to prawdziwa Roszpunka – powiedziała z powagą do córeczki. – A ty popatrz, jak się zachowujesz, Lenko, i zastanów się, co ona sobie o tobie pomyśli. I co powie, jak się dowie, że nie chcesz iść do pana doktora?
Dziewczynka spojrzała na Lodzię badawczo i z lekkim zaniepokojeniem.
– Trzeba grzecznie iść do pana doktora, Lenko – uśmiechnęła się do niej Lodzia. – To dla twojego dobra, kochanie. Ja też chodzę do lekarza, kiedy jestem chora. To naprawdę nic strasznego. Obiecasz mi, że pójdziesz grzecznie z mamą?
Mała Lenka pokiwała skwapliwie głową, nie spuszczając z niej zafascynowanego wzroku, po czym posłusznie podała rękę matce, która podziękowała Lodzi uśmiechem i ruszyła z nią schodami pod górę. Rozbawiona Lodzia poszła za nimi, w miarę możliwości rozprostowując po drodze pognieciony dokument.
– Jak to się zachowuje, jak bydło jakieś – zamruczała pod nosem zbulwersowana starsza pani, mierząc surowym wzrokiem mijającą ją na półpiętrze matkę z dzieckiem. – Daj mi to – dodała chłodno, odbierając z rąk Lodzi nieszczęsną kartkę. – Nie mogłaś szybciej po to zejść, zanim ta mała wandalka mi tego nie podeptała?
– Proszę mi wybaczyć – uśmiechnęła się promiennie Lodzia. – Rzeczywiście zabrakło mi refleksu. W takiej sytuacji nawet nie zasługuję na podziękowanie… Życzę pani miłego dnia!
Po czym dygnęła przed nią po pensjonarsku i ruszyła na górę. Na pierwszym piętrze zerknęła w stronę gabinetu lekarza, pod którym czekali pacjenci, i kiwnęła ręką do siadającej właśnie na ławce małej Lenki. Dziewczynka na ten widok aż podskoczyła z radości.
– Mamo, Roszpunka mi pomachała! – rozbrzmiał na całym korytarzu jej dźwięczny, dziecięcy głosik. – Ona mnie chyba lubi!
Lodzia roześmiała się, wymieniając znów wesołe spojrzenia z jej matką, i dziarskim krokiem weszła na drugie piętro. Z dołu dobiegał jeszcze echem surowy głos paniusi, która narzekała na tłok pod gabinetem i kategorycznie żądała dla siebie miejsca na ławce.
(c.d.n.)

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6)
Dalsze części: