– Nie udawaj! – wycedziła przez zęby matka Michała. – Może i sprytna z ciebie intrygantka, ale mnie nie wyprowadzisz w pole! Głupia nie jestem! Miałabym nie zauważyć, że znowu namąciłaś Michałkowi w głowie? Widziałam, czyje zdjęcia oglądał ostatnio!… Jednego słowa nie da na was powiedzieć!… Na ciebie i na tę twoją, tfu!, siostrzyczkę!
Anabella – Rozdział LXXVI (cz. 2)
Myśl ta dodała jej odwagi i wręcz skłoniła do przyśpieszenia kroku. Ptaki śpiewały w mijanym właśnie sadzie Kowalików, owady brzęczały cicho w trawie rosnącej na poboczu drogi, a sylwetka Krzemińskiej zbliżała się coraz bardziej, nabierając coraz wyraźniejszych konturów. Tak, to była ona. Matka Michała. Szła szybkim, energicznym krokiem, a gdy znalazła się już zaledwie kilkanaście metrów od Izy, dziewczyna wyczuła na swojej twarzy jej palący, natarczywy wzrok.