Autor recenzji: Maria
Pisane „ku pokrzepieniu serc”, mające podnieść ducha narodu w ciężkim dla niego okresie, prawdziwe arcydzieło literackie pod względem stylizacji językowej, fabuły i narracji. Wprowadza nas w epokę, której realia autor mistrzowsko rysuje przed oczami czytelnika i cofa go do czasów, gdy nasza ojczyzna była potęgą. To dawka historii, romantyzmu i humoru jednocześnie.
Dlaczego więc Potop jest dziś tak często odrzucany przez młodych czytelników? Może dlatego, że jest powieścią (o, zgrozo!) historyczną? Niewielu pokwapi się, by zajrzeć za granicę pierwszego akapitu, zwyczajnie tracąc zainteresowanie. A moim zdaniem, naprawdę warto zabrnąć dalej i dać się ponieść lekturze, bo między opisami stricte historycznymi, które mają przybliżyć najważniejsze dla fabuły wydarzenia, znajduje się też inna historia. Historia zwykłego człowieka posiadającego swoje słabości i wady, błądzącego w poszukiwaniu właściwej drogi, człowieka, który odczuł na własnej skórze skutki wielkich intryg i wielkich konfliktów zapisanych w dziejach krwią milionów. Pamiętajmy, że te ważne terminy, dla nas punkty orientacyjne na osi czasu to wydarzenia, które miały wpływ na losy całych narodów, ale i każdej jednostki z osobna. Potop jak i inne dzieła Henryka Sienkiewicza, takie jak choćby Quo vadis czy pozostałe dwie części Trylogii, doskonale to pokazują.
No, ale dość filozofii!
Główny bohater, pan Andrzej Kmicic, dowódca chorągwi orszańskiej jest przykładem człowieka, na którego bezpośrednio miały wpływ wielkie wydarzenia siedemnastego wieku, a mianowicie wojna ze Szwecją rozpoczęta w roku 1655. Postać niezwykle barwna, zaskarbiająca sobie sympatię czytelnika już na samym początku opowieści. To tzw. „człowiek gorączka”, porywczy, odważny, pełen zapału, żołnierz zahartowany w boju i doświadczony mimo młodego wieku. Będąc człowiekiem czynu, rwie się do działania, nie zważając na konsekwencje, zawsze gotowy jest porwać się na niemożliwe z całą zawziętością i nierzadko bezczelnością. U niektórych wzbudza podziw, u innych strach, a często i jedno, i drugie. Czasami ta nieposkromiona natura będzie wyzwalała w nim także bezwzględność i okrucieństwo, stając się przyczyną cierpienia dla niego samego i ludzi w jego otoczeniu.
Przychodzi jednak przełomowy moment, który wywraca świat pana Andrzeja do góry nogami. Poznaje Oleńkę Billewiczównę, młodą szlachciankę, która zgodnie z ostatnią wolą swojego dziadka miała zostać jego żoną. Mężczyzna zakochuje się w niej do szaleństwa już od pierwszego spotkania, zresztą z wzajemnością, lecz jego porywczość, brutalność i życie beztroskiego hulaki, do którego został przyzwyczajony na wojnach szybko sprawiają, że traci w oczach ukochanej. Dopuszcza się okrutnych i bezwstydnych czynów, przez które ściąga na siebie gniew okolicznej szlachty i musi ukrywać się niczym zbieg. Oleńka, oburzona i przerażona jego postępowaniem, zrywa z nim wszelkie więzy, mimo że jej serce płonie szczerym uczuciem do pana Kmicica. Ten, zrozpaczony, próbuje odzyskać miłość ukochanej, obiecując godne i cnotliwe życie oraz wierną służbę ojczyźnie.
Historia pana Andrzeja to długa droga, zarówno w sensie fizycznym, jak i duchowym. To dla niego czas walki z samym sobą, poskramianie złych przyzwyczajeń, nauka cierpliwości i pokory, które dotąd były mu obce. Jego podróż przez wzburzony kraj zajmowany stopniowo przez Szwedów obfituje w różne przygody, podczas których ma okazję odpokutować za dawne grzechy i odzyskać szacunek u ludzi, zawsze nosząc w sercu ukochaną Oleńkę. To, co najbardziej mnie urzekło w powieści, to właśnie proces przemiany pana Kmicica, awanturnika i wichrzyciela, człowieka zhańbionego, z reputacją zdrajcy, który ma wystarczająco sił, by podnieść się z upadku i oczyścić zniesławione imię. To w końcu przykład życiowego sukcesu, a pan Andrzej zwyciężył jako człowiek i wojownik, jako obywatel i jako patriota. Nawet jeśli jest bohaterem fikcyjnym, to jego losy są splecione z prawdziwą historią potopu szwedzkiego, podczas którego nasz kraj zmagał się jeszcze z dwoma innymi wrogami, a mimo to nie dał się stłamsić. To zmieszanie fikcji z faktami to zabieg zarówno artystyczny, jak i psychologiczny, bo tak właśnie Sienkiewicz pokrzepiał serca. Jak tu nie podziwiać takiego geniuszu?
Tyle na temat samego pana Kmicica, ponieważ dzieło kryje w sobie także inne atuty. O wątku romantycznym już wspomniałam, więc pora przejść do humoru, który jest prawdziwym skarbem tej powieści, stanowi bowiem kontrast do tych „cięższych”, bardziej poważnych fragmentów i jest dodatkowym urozmaiceniem całości. To humor specyficzny, różniący się, co zresztą oczywiste, od tego współczesnego. Niemniej jednak, ten, kto będzie w stanie go wychwycić, będzie się dobrze bawił podczas lektury. Komizm występuje tu pod wszystkimi postaciami. Język, jakim posługują się bohaterowie w swej archaiczności potrafi i zachwycić, i rozbawić, szczególnie gdy wypowiedź jest pełna wyszukanego słownictwa połączonego z kolokwialnym, a do tego okraszona właściwymi dla epoki barbaryzmami (czyli, w tym wypadku, wyrażeniami po łacinie).
Mistrzem tego wykwintnego języka jest pan Zagłoba, stary szlachcic o niezwykłej odwadze, wieloletnim doświadczeniu wojskowym i przede wszystkim wielkiej przebiegłości. Ma zdolność do wychodzenia z wszelkich opresji, zawsze zachowując jasny umysł i obmyślając zawiłe fortele, niejednokrotnie ratując nimi życie swoje i innych. Jak mówił o nim jego przyjaciel, sławny rycerz, pan Wołodyjowski: „Nie masz na świecie takowych terminów, z których by ten człowiek nie potrafił się salwować”. Starzec nigdy nie omieszka pochwalić się swoimi wyczynami w licznych opowiadaniach, zawsze je nieco ubarwiając, a swoją wymową przegadałby najzdolniejszych mówców. Ma szczególne zamiłowanie do wszelkiego rodzaju trunków i jakkolwiek jego wypowiedziom często towarzyszy miód pitny lub gorzałka, nigdy nie odbiera to panu Zagłobie jego przytomności i sprytu, bowiem „gorzałka jeno tęgiej głowie służy”. Ta barwna postać występuje we wszystkich częściach Trylogii i jest niewątpliwie jednym z tych elementów, dla których naprawdę warto się pochylić nad wszystkimi trzema częściami. Najlepiej samemu przekonać się o zdolnościach i humorze pana Zagłoby. Ja mogłabym przytoczyć tu wiele jego słynnych forteli i brawurowych czynów, bo jest on jedną z moich ulubionych postaci, jednak o tym lepiej opowiada Henryk Sienkiewicz.
Nie ukrywam, że powieść porusza poważną tematykę, z pewnością nie jest to proste romansidło, ale nie jest to też podręcznik do historii. To dzieło ponadczasowe, majstersztyk stylistyczny, można powiedzieć, idealnie wyważone. Przede wszystkim, oddziałuje mocno na emocje czytelnika, dostarczając mu wielu wrażeń, a wiedzę historyczną przedstawioną od nieco innej strony chłoniemy wręcz bezwiednie. Po przeczytaniu Potopu pierwszy raz dobrych kilka lat temu nie byłam do końca świadoma tych wszystkich rzeczy, o których piszę teraz. Dopiero z perspektywy czasu i po ponownym zajrzeniu do książki, zdaję sobie sprawę, jak bardzo jej lektura mnie wzbogaciła, a dzisiaj, czytając ją po raz drugi z inną świadomością i szerszą wiedzą, dostrzegam coraz to nowsze walory artystyczne i wiele cennych szczegółów, które wcześniej mi umknęły.
Gorąco polecam Potop każdemu, kto jeszcze się z nim nie zetknął. Nie tylko ze względu na te liczne zalety, które wymieniłam, ale także dlatego, że to nasze dziedzictwo, klasyka polskiej literatury, powrót do przeszłości, która dała nam teraźniejszość i przyszłość. To prawdziwa kopalnia skarbów, trzeba tylko chcieć się w nią zagłębić. No i warto zabrać ze sobą dobrą łopatę, która nie ominie żadnego diamentu.
Polecam też obejrzenie filmowej adaptacji Potopu z 1974 roku, gdzie w roli Kmicica występuje Daniel Olbrychski. Produkcja na wysokim poziomie, z trafnie dobraną obsadą i dobrze oddająca klimat książki. Oczywiście, zachęcam do lektury w pierwszej kolejności, a do kina dopiero potem!
______________________________________________________________________________
Od autorki bloga: Dziękuję Marii za tę recenzję i zarazem pierwszy występ gościnny na moim blogu. Potop to kolejna książka, która może wydawać się dziwnym wyborem jako domniemana powieść dla dziewczyn – jednak tym razem polecam ją nie ja, a 17-letnia licealistka, więc to chyba mówi samo za siebie ;))

Inne recenzje: Czytelnia